sobota, 28 października 2017

Przyjaciel czy wróg?

Pixabay


Już wspominałem o tym że kłamstwo niemal zawsze a może zawsze wybiera dwa kierunki, skrajne kierunki.
Ja jestem zajebisty a ty beznadziejny, lub ja jestem beznadziejny a ty taki fajny. 
Jeżeli to Ci się wydaje obce to poczytaj to w liczbie mnogiej i przełóż na życie codzienne grup społecznych.
Począwszy od małych: Ci z tego osiedla to kretyni, za to my... 
Kiedy chodziłem do pracy na dwie lub trzy zmiany to bardzo często powstawała rywalizacja między brygadami. Każdy był najlepszy a jak coś było spieprzone to zawsze była to wina tych z tamtej zmiany szefie!!! Znasz to?

Zauważ co się dzieje kiedy wyrażasz pogląd polityczny zgodny z doktryną jakiejś partii. Weźmy dwie największe, kiedy mówię że PO coś debilnego zrobiło jestem postrzegany jako głupi pisor, kiedy mówię że i PiS czasami rąbnie coś takiego że tylko głowę spuścić można to atak z drugiej strony. Oczywiście to nie partie a konkretne osoby popełniają błędy i świadomie działają na szkodę ale wiecie o co chodzi.

Najlepiej u cioci na imieninach wchodzi się na tematy moralno-duchowe. Jak rozmówca ogarnięty to mimo różnych poglądów rozmowa kończy się w dość przyjaznej atmosferze, jak nie to jestem wewalony do worka z zaciemionymi katolami. Ja na przykład o aborcji w całkowitym oderwaniu od wiary bo przecież nie trzeba wierzyć by bronić życia a dostaje "Twój Bóg i tak nie istnieje" no proszę!!! 

Kłamstwo niemal zawsze wybiera skrajne kierunki. Oczywiście prawda nie zawsze leży po środku, czasami wybieramy środkową drogę nie dlatego że tam jest prawda a dlatego że tam bezpieczniej, nie narazimy się na konfrontację. Ja uważam że w sprawach najważniejszych należy trzymać się prawdy nawet jeżeli wydaje się ona skrajna na pierwszy rzut oka. Tak po prostu, dla wspólnego dobra.
Czynny alkoholik stoi po jednej stronie barykady, trzeźwiejący po drugiej. Nie jestem wrogiem alkoholu (tu też bywam do takiego worka wrzucany tylko dlatego że nie piję) nie mówię że alkohol jest zły ale nie pcham się w paszcze lwa. Nie unikam na siłę zakrapianych spotkań ale jak ktoś patrzy z boku to może pomyśleć że moje życie musi być niezwykle nudne.

Więc czasami nie można być poprawnym politycznie i wybrać bezpieczny środek, zawsze należy skupić się na konkretach i stać za prawdą i wspólnym dobrem. Nie było by żadnego strajku, rewolucji czy powstania gdyby ludzie zawsze wybierali środek. Jednak nie dajmy się zwariować.

Skąd to się bierze? Z kilku rzeczy, właściwie trzech:

1. Myślimy że świat jest czarno-biały. Nie nie jest! To znaczy się jest ale nie tak jak się wydaje na pierwszy rzut oka. Każdy uczynek, każde wypowiedziane słowo, każda myśl a więc w konsekwencji wszystko co na świecie mamy ma zawsze dwa źródła. Miłość lub pycha. Naprawdę, jeżeli poddasz analizie własne najważniejsze decyzje decyzje i błache zachcianki to dojdziesz do jednej z dwóch rzeczy. Albo Tobą kierowała miłość albo pycha.

Weź jedno działanie w dwóch przypadkach. Sam bywam dość gwałtowny, kiedy ryknę na dziecko wybiegające pod auto to co mną kierowało? Przecież krzyczeć to coś strasznego prawda?
No raczej miłość do tego dziecka, nie było czasu na tłumaczenie to zatrzymuję je gwałtownie prawda? 

A kiedy wydrę się na nie przy stole bo widelec spadł to czy miłość mną kieruje czy jednak pycha? Mam gorszy dzień i wyżywam się na mniejszym od siebie. 
Na szczęście przez całe moje życie dokładnie takich sytuacji było niewiele ale pokazują one dwa źródła działania. Takich przykładów można by dać więcej ale nie czas na to teraz, pomyśl proszę w ciągu najbliższych dni o własnych motywach, oczywiście super jakbyś to zawsze praktykował. Jednak w pierwszym rozumieniu świat nie jest czarno-biały. Pamiętaj że między kochającym rodzicem a skrzywionym tyranem są tysiące innych postaw. To co jest w systemie nauczania gdzie nauczyciel nie może kompletnie nic a dzieciak całkowicie wszystko to druga skrajność tego czego próbowano uniknąć, czyli całkowitej władzy nauczyciela i żadnej ucznia. Ktoś chciał wnieść nowoczesną ustawę a wyszedł taki sam bałagan jak był tylko dlatego że większość ludzi patrzy na świat zero-jedynkowo. A on taki jest tylko w intencji, prawda że wszystko zaczyna się zawsze od intencji ale większość z nas nie skupia się na intencji a na tym co widać.

2. Przynależność do grupy.

Kolejna rzecz to potrzeba przynależności do grupy społecznej, od podwórkowego czy szkolnego "gangu" przez partie, wyznania, czy zainteresowania. Wszyscy wiemy że grupa jest silniejsza niż jednostka, pojedynczą trzcinę łatwo złamać ale kiedy jest ich więcej to można łodzie z niej budować. 
Czasami też aby nie być wykluczonym z jakiejś grupy działamy wbrew sobie. Wielu młodych robi głupie rzeczy pod presją wykluczenia. To takie działanie na pierwotnym instynkcie wykluczenia ze stada. Uważam że większość młodych bierze dopalacze bo taka presja się wytworzyła. Jak nie wezmę to uznają mnie za frajera, kiedy myśli tak 8 na 10 osób to mamy 8 osób które robią coś czego nie chcą bo uwierzyli w coś co całkowicie mija się z prawdą. Kłamstwo w grupach jest bardzo skrajne, my jesteśmy zajebiści a wy nie! Oczywiście znowu należy skupić się na faktach a nie na emocjach. Na przynależności do grupy działają też upolitycznione media i marketing.

Na przykład jakaś stacja tv która "kibicuje" konkretnej osobie mówi że na "ich" kandydata głosują ludzie z wyższym i średnim  wykształceniem i ponad przeciętnymi dochodami, natomiast na konkurenta ludzie z podstawowym i zawodowym i uboższym portfelem. 
Taki pierdół ale ziarno zostaje zasiane i część ludzi to łapie, no nie zagłosuje na tamtego bo nie chce znaleźć się w grupie drugiej! Kochani wiem jak to brzmi ale to nie fantastyka a polityczny PR a wiec 

"Działalność, polegającą na kierowaniu strumienia towarów i usług od ich producenta do konsumenta lub użytkownika (...)Tym samym należy pamiętać, że wyborców traktuje się jako konsumentów, przede wszystkim jako konsumentów informacji politycznych."
Statystyki też łatwo naciągnąć bo ja i mój pies mamy statystycznie po trzy nogi...

Marka której udaje się stworzyć grupę społeczną staje się kultowa a więc niemal bezcenna, takim przykładem jest Apple czy McDonalds i tysiące innych.
Dlatego zawsze kochani namawiam do krytycznej analizy (nie mylić z chamskim hejtem)


3. Racja jest jak dupa, każdy ma swoją.

To niestety też jest częste bo nie trzeba nawet należeć do jakiejś grupy by sądzić ludzi na tych dobrych i tych złych... Kiedy się uczysz, czytasz, analizujesz zaczynasz coraz mniej wiedzieć. To znaczy obiektywnie wiesz coraz więcej ale z każdą odpowiedzią pojawiają się kolejne pytania. Zaczynasz nabierać dystansu do siebie i świata, stajesz w prawdzie o sobie a więc w pokorze. Kiedy masz dużą wiedzę to wiesz również że jeszcze bardzo dużo nie wiesz, więc jesteś ostrożny w osądzaniu. 

Z drugiej strony mamy kogoś kto się nie chce uczyć a myśli że wie wszystko. Jak przychodzi ktoś nowy do pracy i zaczyna opowiadać gdzie nie był i co nie robił to wiem że maksymalnie za tydzień okaże się że w dupie był i gówno widział. No niestety ale 99% przypadków się potwierdza, podobnie z trzeźwieniem, kiedy ktoś nie pije dzień lub dwa i mówi że nie wypije już nigdy bo tak kocha żonę że dla niej zrobi wszystko to daje takiej osobie maks 3 miesiące, niestety też mam często racje...

Mądrość ludowa mówi: "Pies co dużo szczeka nie gryzie" , "Krowa co dużo muuuuczy nie daje mleka" jak widać powinniśmy się więcej od naszych dziadków uczyć. 

Więc jeżeli uważasz że zawsze masz rację to na pewno jej często nie masz. 
Oczywiście wiem że większość z nas powie że tak nie uważa ale w momencie krytykowania naszego postępowania czy osoby wychodzą bukiety... Sam się też na tym łapię. 

Kochani, zawsze będę patrzył na świat przez zabarwione szkło. Farbą są moje doświadczenia. Kiedy mam w sobie dużo pokory jestem w stanie patrzeć na innych przez odrobinę mniej zabarwione szkło ale jednak zabarwione. Abym mógł kogoś ocenić obiektywnie musiałbym spełnić dwa warunki:

1. Przejść dokładnie jego drogę!
2. W jego butach!

To jest właśnie fenomen grupy wsparcia, wszystko jedno czy AA, czy rodziców po stracie dziecka, czy miłośników aut VW Golf. W grupie wsparcia wszyscy mają podobną albo taką samą drogę i buty więc oceny i porady są bardzo trafne. 

I takich, konstruktywnych grup wam wszystkim kochani życzę :-) 

Miłego Sylwek

sobota, 21 października 2017

Tato a wiesz co...

Pixabay


Robię stół, taki duży drewniany stół. Zostało mi trochę materiału z dachu i kilka ponad 30-sto letnich desek. Konstrukcja gotowa, szlifuje blat. Przychodzi do zakurzonego garażu moja córka. Wiem to bo z pod dźwięku radia i szlifierki słyszę dość wysokie: Tato! Tato!
Myślałem jak to z ignoruje to da mi dokończyć bo jestem w transie.
Młoda jednak nie odpuszcza... Tato! Tato!

Wyłączam narzędzie, ściszam radio i pytam o co chodzi.

- A wiesz, w szkole jeden chłopak mnie zaczepia i mówi do mnie tak i tak...

Hmmm, pomyślałem. Poważniejsza sprawa, nie spławie jej bo może przestanie chodzić do mnie po rady. Jako samiec alfa, w sumie jako jedyny samiec w tej pięcioosobowej rodzinie stanę na wysokości zadania. Otrzepałem się z kurzu, usiadłem i tłumaczę jej.

- Nie przejmuj się, to najlepszy sposób, zignoruj go a jak będzie za dużo to sobie nie daj.
Mówię tak jeszcze chwilkę po czym córka mi przerywa.

-Ale tato, po co ty mi to wszystko mówisz? Ja to wszystko wiem! Ja się wcale tym nie przejmuję! Tak Ci po prostu to mówię.
Po czym obróciła się na pięcie i wyszła z garażu do własnej zabawy.

Siedzę jak kołek w zakurzonym garażu, w tle słychać radio a w mojej głowie myśl:
-Oho, córka mi dorasta, zaczyna mówić po to by powiedzieć...

To nas kochani różni. Mężczyzna mówi by informować, dlatego statystycznie mówi mniej. Ze swej natury też chce rozwiązywać trudności. Od dziecka psujemy zabawki po to by je naprawiać a nie psuć. Dziewczynka lalkę przytula a chłopak jest ciekaw jak ma zamontowane oczka, że zamykają się kiedy ją kładzie...

Panowie, to jest dla nas jedno z największych wyzwań, coś czego nie rozumiemy. Wysłuchać, przytulić i powiedzieć będzie dobrze.
Panie, zrozumcie też że przeciętny facet nie mówi o wszystkim bo ma coś do ukrycia. Mówi tylko o rzeczach dla niego ważnych.

Miłego dnia :-) SB

poniedziałek, 16 października 2017

Ojcostwo

Pixabay


Wstaję o piątej rano, no dobra, takie mam założenie każdego wieczoru a rzeczywistość jest taka że o 5:30.
Zamulony robię sobie kawę i idę do laptopa. Czasami coś piszę, czasami poprawiam książkę, czasami coś mądrego na youtubach a czasami od, tak, nic poważnego nie robię.
Oooo już szósta, idę budzić starszą córkę do szkoły,  herbata do śniadania i dwie do szkoły, kanapka w domu i w chlebak. Tak jest przed siódmą. Na chwilę do pozostałych trzech pań i do pracy.

Poszczęściło mi się, pracuję po osiem godzin ale z racji stanowiska jest to intensywne osiem godzin... No nic, lubię wyzwania a i trzeba iść na przód. Wracam o 15 z hakiem. Obiad, spacer lub coś przy domu grzebie. Siadam o różnych godzinach, wypiję sobie kawę.
Beeeeee, no tak, jedna przy piersi drugą trzeba się zająć. Za chwilę zmiana bo tej pierwszej musi się odbić.

Wracam, o kawa zimna, robię drugą. Starsza córka przychodzi z lekcjami z matmy... No to chodź.
Mija kolejny czas.
Może coś napisze w końcu. Odpalam laptopa i siadam. Po kilku zdaniach, beeee... Ciśnienie podskoczyło ale po chwili opadło, co się będę nakręcał, przecież tak wygląda moje życie. Nie mam na to wpływu. No ale wyobrażałem sobie moje życie inaczej, nie żałuję mojego obecnego życia ale mam czasami takie myśli co by było gdyby...

Nic, wracam na ziemię, a właściwie do sypialni. Po kilkunastu minutach siadam do tekstu naładowany, naładowany dość pozytywnie. Co się stało?
Kiedy już wieczorem, zmęczony noszę te kilka kilogramów szczęścia na ramionach a ona wlepia we mnie swoje wielkie gały i zaczyna się uśmiechać mój system jest zresetowany w wszystkie jej długi spłacone. To może zrozumieć tylko rodzic.

No i tu nasuwa się pewien wniosek, ja naprawdę rozumiem chłopaków którzy boją się ojcostwa, rozumiem kobiety które tłumią w sobie macierzyństwo! Poważnie i bez ironii!!!
Uczuć które towarzyszą mi kiedy mam na ramionach istoty całkowicie zależne ode mnie nie da się opisać, tak jak tego co czuję kiedy starsza córka w wieku 10 lat mówi staremu: Kocham cię tato.

Kiedy ktoś kto tego nie doświadczył patrzy z boku na taką sytuację myśli sobie: klapa totalna takie życie, i zgadzam się z tym.
Z tym że to tak wygląda bo rzeczywistość jest całkowicie inna. To nie tylko ojcostwa dotyczy.

Weź taki kościół, nawet dla osoby praktykującej wieje nudą na mszy! Poważnie, stwierdzam to obiektywnie, na mszy wieje nudą!!! Dopiero kiedy rośnie we mnie wiara zaczynam postrzegać ewangelie, czytania i cały rytuał inaczej.

O co z naszą abstynencją? Wielu z was wie już o co chodzi. Kiedy jeszcze piłem nie rozumiałem jak można kurwa nie pić!!! No jak się pytam! Takie osoby traktowałem z góry, wyśmiewałem i współczułem im i nic by mnie nie przekonało żebym myślał inaczej. Dopiero kiedy wyjąłem głowę z pijackiego szamba, poczułem smak śniadania, zapach jeziora, wieczór spędzony zwyczajnie, przed filmem. Dopiero wtedy poczułem że to jest to. Oczywiście euforia opada i po abstynencji musi ruszyć trzeźwienie najlepiej w terapii lub AA, inaczej taka abstynencja to tortura!

No i wróćmy do ojcostwa. Kiedyś mówiłem że na 40stkę kupie sobie motor lub szybkie auto ;-) Trochę jeszcze czasu mam więc kto wie ale na razie zaczynam szukać dużego vana. Chodzi o akceptację i wdzięczność. Bo nie oszukujmy się, tłumaczenie tych samych lekcji, radzenie starszej córce co ma robić w różnych sytuacjach, przebieranie niemowlaka o trzeciej w nocy to nie jest coś co tygrysy lubią najbardziej... Cierpliwość potrafi wyparować.

Ale spójrzmy na to inaczej, ja jako mężczyzna jestem stworzony do rozwiązywania problemów, do pokonywania trudności, do bycia odpowiedzialnym za drużynę. Wiem jak to staroświecko brzmi ale obiektywnie, jest w tym coś złego? Ja uważam że nic!
Tak wygląda teraz moje życie więc dupę w troki i do przodu. Akceptacja i wdzięczność, te dwie cechy posłużą za budulec do mężnej postawy (oczywiście kobieta też może być mężna, nie męska a mężna.)

Jednak najważniejsze, trzeba spróbować, nie można się bać tylko dlatego że taki mit w wielkim mieście krąży.

Dlaczego nie piszę gdzie rola mojej żony? Ofiara jaką ona płaci jest jeszcze wyższa od mojej a to mój blog więc nie może być lepsza niż ja ;-) W rzeczywistości każde z nas oddaje się dzieciom podobnie ale na swój sposób, bo ja jestem facet a moja żona to kobieta. Szanujmy się w różnicach.

Więc jeżeli masz przekonanie na jakiś temat, że takie życie nie dla Ciebie i nie mam na myśli wyłącznie ojcostwa. Nie każdy jest do niego powołany! Oczywiście jeżeli masz dzieci to nie mów sobie że to nie Twoje powołanie bo takie ono już się stało!
Wszystko jedno, czy życie w trzeźwości, czy proste życie po za zasięgiem korporacji, czy może własny interes lub zwykły etat. Proszę Cię o jedno, nim zdecydują za Ciebie przekonania, mity i otoczenie poddaj to wszystko krytycznej analizie. No i po prostu spróbuj, oczywiście rób to odpowiedzialnie bo kiedy pojawi się nowe życie mężczyzna nie mówi "Nie wyszło mi".
Mężczyzna mówi: Tak teraz wygląda moje życie więc dupa w górę i do przodu!

P.S. W sumie to jeden mit potwierdzam, jestem alkoholikiem z gromadką dzieci, no patola jakby nie patrzeć ;-) Do tego katolik... Bida z nędzą co? Wręcz przeciwnie, moje życie jest niesamowite :-D

Miłego wieczoru kochani, ja dziś ze starszą córką cisnę Hobbita :-)
Sylwek

piątek, 6 października 2017

Pycha i pokora

Pixabay


Jest to malutki fragment mojej trzeciej książki która jest w przygotowaniu. Ostatnio mam masę zajęć a uparłem się żeby do końca roku mieć gotową książę (z wydaniem raczej będzie trzeba poczekać do przyszłego) stąd zajmuję się odpisywaniem na emaile i poprawkami nowego tytułu a nie artykułami. Po za tym praca zawodowa, dom i cztery najwspanialsze kobiety mojego życia w nim. To wszystko sprawia że doba mi się filcowała jak tania bluzka po pierwszym praniu ;-)  
Ale spokojnie, po ukończeniu książki mam kilka nowości przygotowane, do tego czasu nowe artykuły mogą czasami wchodzić rzadziej, myślę że maks co dwa tygodnie. 
Kochani bardzo proszę o wyrozumiałość i cierpliwość. Sądzę że za jakiś czas wszystko ruszy z większym tempem :-) Zapraszam :

Pokora a pycha, pojęcia leżące po przeciwnych stronach muru, dualizm w czystej postaci. Czy można te pojęcia ze sobą pomylić? Oczywiście że tak, to co czasami jest uważane za objaw pokory nie jest nią a to co uchodzi za pychę jest owocem pokory.
Ale żeby zbytnio nie na mieszać, postaram się je opisać w kilku słowach.

Więc tak, czym jest pokora? Niestety pokora jest bardzo często źle rozumiana, uważa się ją za uległość. Na myśl przychodzą mi słowa Jezusa o nadstawieniu drugiego policzka. Chyba każdy zna ten fragment ewangelii. Według mnie nie należy traktować tego dosłownie i bezpośrednio. Sądzę (w sumie nie tylko ja :-) że Jezus miał na myśli to aby być gotowym na poświęcenie, aby być gotowym na ból w imię dobra.
Aby znosić przeciwności losu i ludzi w imię miłości, prawdy i sprawiedliwości. To prawdziwie rycerska postawa, nie można jej nazwać uległą czy tchórzliwą.
Pokora to umiejętność widzenia siebie w prawdzie, to umiejętność przyjmowania krytyki i odpowiedzialności za swoje czyny. To nie ustający partner w nauce. 
Przecież zadając sobie pytanie Co ja robię nie tak? Opuszczam tarczę i jestem gotów do lekcji!

To wielka sprawa, jak myślisz ilu ludzi bez większego problemu przyjmuje krytykę? Statystycznie tylu samo co osiąga swe marzenia, więc niewielu! Pokora to nieustająca nauka, ludzie pokorni całe życie się uczą, ludzie pyszni uważają że wszystko już wiedzą. Cóż, ich "mądrość" można poznać po efektach.
Pokora to odwaga, to bardzo wysokie poczucie własnej wartości. Tak dokładnie, jeżeli będziesz w stanie uśmiać się z własnych błędów i będzie to prawdzie a nie kretyńskie to jesteś człowiekiem obdarzonym pokorą. Ludzie którzy mają o sobie dobre zdanie to ludzie pokorni. 

Wiedzą oni że błędy i pomyłki są wpisane w życie, że stanięcie twarzą w twarz z popełnionymi błędami to nie jest katastrofa naturalna. Każdego dnia chcą być odrobinę lepsi od poprzedniego dnia, a jak przez miesiąc tak się nie stanie to się za to nie katują. Nie znaczy to że sobie folgują, po prostu wiedzą że są tylko ludźmi.
Właśnie dlatego ludzie pokorni podejmują nowe wyzwania mimo że się boją, wiedzą że mogą się pomylić ale dowiedzą się dopiero jak sprawdzą.

Ludzie pyszni są tchórzliwi, tak bardzo boją się opinii innych ludzi w wypadku porażki że nawet nie próbują zagrać. W najlepszym wypadku popisują się nie odwagą a brawurą. 

Jaka jest różnica między brawurą a odwagą? Brawura jest wtedy kiedy 10 kretynów chce biegać po autostradzie, odwaga jest wtedy kiedy jeden mądry sprzeciwi się 9 pozostałym.
Ostatecznie więc wysokie poczucie własnej wartości jest owocem pokory. 
Człowiek o wysokim poczuciu własnej wartości wie że w pewnych sprawach świetnie sobie radzi. Wie też że w innych jest słaby, jednocześnie się nie katuje za tę słabość a stara się mimo wszystko uczyć.

Pycha z kolei jest owocem ludzi a niskim poczuciu własnej wartości, kiedyś budowali sobie pomniki, dzisiaj budują wielkie domy. Takie zachowanie przypomina zachowanie małego chłopca stającego na krześle, krzyczącego Tatusiu, zobacz jaki jestem wielki!
 Oczywiście nie każdy z wielkim domem i samochodem to człowiek z małym przyrodzeniem! Bogactwo materialne może iść w parze z bogactwem duchowym, jednak trzeba spełnić kilka warunków.

Jednym z nich jest: NIE BUDOWANIE WŁASNEGO "JA" NA TYM CO NA ZEWNĄTRZ
Człowiek o wysokim poczuciu własnej wartości nie potrzebuje sobie a zwłaszcza innym udowadniać jaki jest wartościowy. Człowiek pyszny stara się robić wszystko pod publikę, w kółko i bez przerwy.
Wiem to z własnego doświadczenia i powiem Ci że to strasznie ciężkie brzemię, to syzyfowa praca bez końca...

Człowiek o małym poczuciu własnej wartości nie znosi krytyki, każdą uwagę traktuje jako osobisty atak przez co odcina się całkowicie na rozwój. Gdzieś głęboko w środku wie jaki jest słaby i malutki, broni tej tajemnicy z całych sił, właśnie dlatego reaguje agresją na każdą uwagę. Strach zawsze poprzedza agresję.

Kolejna różnica to życie w prawdzie. Człowiek pokorny a więc dobrze o sobie myślący to człowiek żyjący w prawdzie, wie on że może się czasami mylić więc nie boi się tego. Nie musi nikomu i sobie niczego udowadniać. Prawdomówność przychodzi mu naturalnie.
Człowiek pyszny to człowiek który żyje w swoim malutkim "pozłacanym" świecie. Tak bardzo stara się być najlepszy, niestety bez otwarcia na krytykę a więc naukę to niemożliwe. Wówczas kłamstwo przychodzi mu na język naturalnie i swobodnie. Nie mogąc być doskonałym z definicji postępowania, łże na każdym kroku byle pokazać się z innej strony.
Niestety a właściwie stety, kłamstwo prędzej czy później wyjdzie na jaw. A jak nie to będzie zżerać nosiciela jak pasożyt. W "Jak zrobiłem z piekła raj" pisałem o tym że tajemnica jest jak kamień w bucie, nikt nie musi jej widzieć ale mnie będzie uwierać...

Więc jak żyć? 

Przed wszystkim nie należy robić sobie wyrzutów sumienia za popełnione błędy. Każdą pomyłkę należy traktować jako lekcje. Bądź mężnym wojownikiem, wojownik nie poddaje się po pierwszym ciosie, on dzięki nim poznaje swoje słabości i pnie się do przodu. Błędem ludzi jest sądzić że pomylić się to coś złego. Prawdziwy błąd to mylić się bo tak wygodniej... Wojownicy tak nie postępują! Tak żyją tchórze i lenie.

Kolejna sprawa to fakt że każdy ma czasami ochotę na odrobinę pychy. Udawanie mędrca, fałszywa pokora to coś obrzydliwego. Dajmy sobie prawo do krytyki, ale dajmy sobie też prawo do pochwał. Nagradzajmy się za postępy bo inaczej przejdzie ochota na cokolwiek. Jednak nie budujmy tożsamości na tym co na zewnątrz.
Nie jesteś swoim portfelem, domem czy tytułem naukowym. 
Niestety dość często niesiemy "bezinteresowną" pomoc innym a tak na prawdę chcemy tylko wykreować swoja opinię. Jesteśmy uzależnieni od tego co inni powiedzą a to straszne sidła.

Dobra materialne i statusy społeczne, te rzeczy mogą mówić o Tobie że byłeś gotowy na naukę, dzięki pokorze to osiągnąłeś. Ale też może być tak że wszystko dostałeś. Po za tym wszystko co na zewnątrz można szybko stracić. Są to rzeczy kruche jeszcze bardziej  niż nasze życie, tu na ziemi. 

Pamiętaj że wszystko co masz, co mam ja i każdy inny człowiek. Dom, auto, pracę, tytuł naukowy, telefon czy wielkie ilości ziemi, to wszystko dostaliśmy na kilkadziesiąt lat w dzierżawę. Jak śpiewał klasyk, przyszliśmy boso i odejdziemy boso!

Tak naprawdę wszyscy szukamy jednego, wszyscy pragniemy miłości, chcemy kochać i być kochani. Niestety czasami wkrada się do naszego życia wirus, wtedy zaczynają się kłopoty. Uświadom sobie że wszystko czego od zawsze potrzebowałeś to miłość. Żyj nią każdego dnia a będziesz nieśmiertelny.

SB