piątek, 28 października 2016

Milion powodów...

Pixabay


Idę pić bo:

Żona mnie wkurza
Rodzina do bani
Nikt mnie nie rozumie
Każdy się mnie czepia
Szef to frajer
Praca to nieporozumienie
Nic nie mam
Straciłem wiele
Jestem sam
Brakuje mi spokoju
Mam kłopoty
Mam długi
Nie mam wsparcia
Wszyscy piją
Tata pił
Mama piła
To normalne
To Polska
To taki wiek
Co mam robić
Bo Tusk ;-)
Bo przegrałem
Bo wygrałem
Bo trzeba uczcić
Bo trzeba opić
Bo trzeba zapić
Bo chcę zapomnieć
Bo mógłbym tak jeszcze długo pisać

Nie pójdę na terapię i/lub miting AA bo:

Się wstydze
To sekta
Zrobią ze mnie wariata
Nie dam się omamić
Nie mam czasu (tego to akurat ja do dzisiaj lubię używać... ;-) )
Jestem za młody
Jestem za stary
Już nie warto
To niczego nie zmieni
Jestem chory
Jestem biedny i mnie nie stać
Nie ma autobusu
Źle się czuje
Jestem zmęczony
Bo mnie drażnią
Bo prowadzący to cymbał
Bo rodzina ważniejsza
Bo już nie muszę
Bo poradzę sobie sam
Bo Tusk ;-)
Bo po co?
Nie chce mi się
Chce mi się ale nie mogę
Itd.

Nie spełnię marzeń (dom, rodzina, praca, hobby/pasja, podróże, zdrowie) kolejność dowolna ;-) Bo:

Jest za późno
Już nie warto
Nie dam rady
Nie dla psa kiełbasa
Marzenia są dla dzieci
Nie mam siły
Nie mam czasu na głupoty
Bo nie w tym kraju
Bo kiedyś czasy były inne
Bo to wina Tuska ;-D
Bo mam inne obowiązki
Bo urodziłem się biednie
Bo to bez sensu
Nie no gdzie tam...
Bo jeszcze coś tam z przykładów wyżej :-)
Bo coś tam coś tam
Bo tak w kółko

Znajome? Pewnie że znajome ;-) Teraz zastąp to wszystko jednym zwrotem, będzie łatwiej
"Bo się boję" 

Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną. (Ps 23:1-6 bt)

Bóg na pierwszym miejscu, wszystko jest na swoim miejscu :-)
 
Miłego kochani :-) Sylwek

poniedziałek, 24 października 2016

Używasz nawigacji?

Pixabay


Za kilka dni większość z nas wybierze się na cmentarze. Część z nas będzie musiała przejść kilkadziesiąt, kilkaset metrów a inni nawet kilkaset kilometrów. Jedno jest pewne wszyscy a bynajmniej Ci używający rozumu będą stosowali się do znaków i przepisów.

Na czerwonym stój, na zielonym jedź. Są tacy dla których czerwone światło znaczy czerwone światło... ale na ogół długo przy życiu się nie utrzymują.
Na skrzyżowaniu jedziesz kiedy prawa wolna, na pasach przechodzisz kiedy wszyscy się zatrzymają a i wtedy bywasz baaaardzo ostrożny, no bo co Ci po pierwszeństwie na zebrze kiedy samochód jest 10 czy 20 razy cięższy od Ciebie...

Po za tym używamy map, wszyscy bez wyjątku. Różnimy się tylko nośnikiem tych map.
Jedni mają je w głowie, inni na papierze jeszcze inni w nawigacji telefonu lub dedykowanej samochodowej.

Jaki wniosek? Czy to na święto zmarłych, czy na Boże Narodzenie. Czy na wakacje, czy zakupy. Wszystko jedno gdzie jedziemy, gdzie idziemy, gdyby wszyscy stosowali się do przepisów i map to każdy dotarłby do celu prawda?

Sam jeżeli żyjesz to głównie dlatego że zawsze, no w miarę dokładnie ;-) stosujesz się do tego co Cię otacza. Kiedy latem lecisz na kretyńskim ograniczeniu 20km/h więcej to pół biedy, ale kiedy zimą na tym samym ograniczeniu jedziesz i 20km/h mniej to znaczy że po za przepisami używasz też rozumu :-)

Praktycznie nikt nie neguje ogólnych zasad ruchu drogowego, rowerzyści, kierowcy, piesi. Bywają one czasami dziwne i niezrozumiałe ale ogólnie się stosujemy do nich. Trudno się nie zgodzić prawda?

A teraz takie pytanie, jak jest w życiu?

Czy kiedy chcesz wyjść z uzależnienia to stosujesz się do zasad?
Kiedy chcesz zrobić jakiś biznes to stosujesz się do zasad?
Schudnąć byś chciał? Co z dietą i ćwiczeniami?
Jako chrześcijanin, czy traktujesz przykazania jako drogowskazy by zaznać pogody ducha (nieba na ziemi) czy traktujesz je jako absurdalne zabobony?
Chcesz zmienić swoje życie? Robisz coś innego czy cały czas to samo?

Na drodze ufasz gadającemu pudełku z biedronki za parę stów a w życiu pozwalasz poprowadzić się Bogu, który może objawić się nie tylko na chmurce ale i w innych ludziach i sytuacjach?

Więc jak? Używasz nawigacji?

Sylwek :-)
 

poniedziałek, 17 października 2016

12 kroków AA, krok dziewiąty: "Zadośćuczyniliśmy osobiście wszystkim, wobec których było to możliwe, z wyjątkiem tych przypadków, gdy zraniłoby to ich lub innych."

Pixabay




W poprzednim kroku zrobiłeś listę długów jakie zaciągnąłeś u innych ludzi. Długów czyli krzywd które trzeba spłacić. Niech Cię nie przeraża to zbytnio. Części z nich nie da się już spłacić chociażby dlatego że ktoś nie żyje ale o tym później.

Jest przypowieść o małpie która zobaczyła ryby pływające w wodzie. Rzuciła się do potoku, powyciągała je z wody i położyła na rozgrzanym od słońca kamieniu. Po czym usiadła na drzewie i dumna z siebie powiedziała, uratowałam Was głupie przed utonięciem...

Ważne, niezwykle ważne byś podczas zadośćuczynienia pamiętał o tym by nie być jak ta małpa. Czasami w najlepszej wierze bardziej szkodzimy niż pomagamy. Czasami robią to rodzice, wszyscy rodzice włącznie ze mną. Nie mamy wyczucia, nie znamy sytuacji. Brakuje nam czasami empatii i poznania związków przyczynowo skutkowych. Te wszystkie cechy są niezwykle ważne w tym kroku.

Ogólnie pierwszy raz zadośćuczyniłeś już w momencie przyznania bliskim o swoim problemie z alkoholem, zadośćuczyniłeś z większą mocą kiedy podjąłeś wyzwanie trzeźwego życia. Zadośćuczyniłeś i zadośćuczynisz za każdym razem kiedy nie popełnisz tego samego błędu po raz enty...Jednak na tym nie koniec, prawdziwe życie to coś więcej.

W pierwszej kolejności powinieneś zacząć od osób najważniejszych. Które to? Te najbardziej poranione lub/i te z którymi teraz dużo przebywasz. Zakładam że oba kryteria spełnia rodzina, żona/mąż, dzieci. Takie przeprosiny i zadośćuczynienie zbudują świetny fundament pod dalsze relacje. Ważne, nie bądź jak małpa. Jeżeli zdradziłeś żonę czy męża a ona/on kompletnie się nie domyśla to odpuść sobie to wyznanie. Zrobisz więcej szkód niż to warte. Najlepszym odpracowaniem tego długu będzie dbanie o wasz związek. Przeproś wówczas Boga, siebie oczywiście żonę i tę osobę w modlitwie i medytacji.

Jeżeli okradłeś firmę w której pracujesz to nieroztropnie było by powiedzieć o tym przełożonym czy współwłaścicielom. Od dzisiaj staraj się robić wszystko by firma zyskała dochody.

Pamiętaj też że każde przeprosiny i próby zadośćuczynienia są silne emocjonalnie, to nie to samo co pisanie na kartce. Nie bądź dla siebie zbyt pobłażliwy ale bądź ostrożny. Twoja abstynencja jest najważniejsza bo ona sama w sobie jest najważniejszym (choć nie jedynym) zadośćuczynieniem.

Podczas pierwszej rozmowy możesz zacząć od stwierdzenia że wiesz co narobiłeś, że postarasz się jak będziesz umiał zwrócić długi materialne czy duchowe. Nie musisz wracać do strasznych wspomnień.

U niektórych osób rany są jeszcze otwarte i tam delikatnie warto je wyleczyć w konkretny sposób. Tam gdzie rany się zabliźniły wystarczy pokorne przyznanie się do przewinień.
Zadośćuczynienie to nie żebractwo, stój w prawdzie (czytaj pokorze) jak mój idol ;-) Jezus powtarzał "Prawda Cię wyzwoli" napisz sobie to gdzieś gdzie będziesz zaglądał od czasu do czasu.

Ważne byś pamiętał że blizny zostaną na zawsze, jednak niech są one dla Ciebie i osoby pokrzywdzonej pewnym przypomnieniem by nie wracać do tego starego życia. Blizny nie mogą być dla Ciebie katem a dla pokrzywdzonego orężem. Przeprosiny idą w parze z wybaczeniem. Jeżeli przeprosisz i wybaczysz sobie i komuś to uszczypliwości związane z Twoją przyszłością nie ruszą Cię wcale lub tylko trochę.

Jeżeli ktoś zmarł, możesz przeprosiny napisać w liście, pójść na cmentarz i na grobie je spalić. To naprawdę pomaga, tylko nierób tego 1 listopada bo będziesz mieć straż miejską na głowie ;-)

Najważniejsze na koniec. Nie śpiesz się! To proces na całe życie! Jednak pamiętaj też o tym że zwykły strach może objawiać się pod najwspanialszymi słowami... tłumaczenia się że to nie jeszcze czas dla Ciebie lub pokrzywdzonej osoby...

To może się przydać:
Dwa tygodnie które zmienią Twoje życie. Czyli jak przeprosić, jak wybaczyć.

Miłego, Sylwek

sobota, 1 października 2016

Pierwsze miesiące w trzeźwym życiu - moje świadectwo część 3

Pixabay


I oto trzecia część mojego świadectwa z pierwszych miesięcy trzeźwienia.

Więc po za zaleceniami które starałem się realizować, po upływie pierwszych dni przychodziły kolejne, lepsze i gorsze ale zawsze bezalkoholowe! To to mnie motywowało do dalszego działania! 

Terapia upływała, sam byłem dość mocno zachwycony takim życiem. Przed wszystkim faktem odkrycia prawa przyczyny i skutku. Do tej pory nie zastanawiałem się nad sobą, nie lubiłem czytać książki którą byłem sam. Zawsze skupiałem się na okładce dodając kolejne zdobienia nie otwierając samej książki. 

Tam nie wszystko pokrywało się z okładką. Przez to że nie zaglądałem do wcześniejszych rozdziałów kolejne pisałem takie jak poprzednie. Nie uczyłem się na błędach. W końcu odkryłem że cofnięcie się do początku książki którą byłem, przeczytanie jej, mimo że nie zawsze przyjemne to konieczne do pisania kolejnych rozdziałów w sposób świadomy!

Oczywiście dalej mogłem popełniać te same błędy ale czy chciałem żeby moje życie było na chybił trafił? NIE! 
Przestałem nazywać skutek "pechem" bo zacząłem szukać przyczyny tego skutku. Wiesz gdzie znajdowałem przyczynę? Tak, w sobie!
Siła Wyższa ma zdolność tworzenia cudów! Tu nie zaprzeczam, ale człowiek nie ma takiej zdolności. Wszystko, absolutnie wszystko, ma swoją przyczynę. 

Więc kiedy to skumałem to starałem się wpływać na swoje życie poprzez naukę na błędach. No pewnie że nie zawsze, do tego trzeba pokory a ja lubię stać na palcach. Jednak kiedy bywam pokorny to efekt jest zupełnie inny do tego który rodzi się z pychy.

Stąd trzeźwienie stało się moją pasją, lubiłem patrzeć każdego roku wstecz i mówić sobie "To był dobry rok, są owoce" Oczywiście że ego sobie też tym pompowałem i pompuje ;-) Ale spełnione życie to coś więcej niż pompowanie ego. 
Dlatego też nigdy "Nie musiałem, nie pić" Ja chciałem nie pić! 

Ta nie DUŻA zmiana sprawia że 80% pracy związanej z utrzymaniem abstynencji odchodzi! To tak jak byś za te same pieniądze miał pracować nie 10 a 2 godziny! Chciałbyś?  
Wystarczy polubić trzeźwe życie. Jak? Przekonaj się do niego nosząc przy sobie i dopisując każdego dnia coś do listy zysków z niepicia i strat z picia.

Wtedy postawiłem wszystko na jedną kartę. Zwolniłem się z pracy będąc jedynym żywicielem rodziny i nie mając innej nagranej. Stres w niej i alkohol mogły by doprowadzić do nawrotu. 


Nikt mi nie kazał tego robić, nie mieszkałem wtedy jeszcze w domu  z żoną i córką. Gdzieś od środka wiedziałem że muszę robić więcej niż tylko nie pić, że muszę być radykalny w tym co robię. Więc zupełnie inny niż do tej pory. Bo co jak co, folgować to ja sobie lubiłem na każdym kroku... 

Przez pierwsze półtorej roku między mną i żoną było dobrze ale do tego co jest dzisiaj to szkoda gadać. Długo czekałem na żonę by okazała mi miłość jaką kobieta okazuje mężczyźnie. Mimo że czasami czułem się pokrzywdzony, upominałem się na różne sposoby, zwracałem na siebie uwagę i adorowałem jak tylko umiałem to pamiętałem że gdyby to żona była na moim miejscu to nie wiem czy w ogóle bym z nią był. To cud że czekała na mnie tyle lat, więc dlaczego ja bym nie miał zaczekać na nią!

Nie chodzi o to żeby przepraszać rodzinę za to że się urodziłem! Świadomy wyrządzonych krzywd czekałem. Czekałem i pracowałem nad sobą aż w końcu się doczekałem. Oczywiście bez pracy nad sobą mojej żony to czekałbym pewnie dalej...  Tu możesz poczytać trochę więcej na ten temat : 

Jak zaskoczyć partnera / partnerkę, czyli walentynki nie tylko raz w roku
Czy istnieje idealny mężczyzna, idealna kobieta? 

Finanse? Dzisiaj uważam że dobrze sobie radzę. Absolutnie nie jestem majętnym człowiekiem ale ogólnie wystarcza mi :-) 
Jak było kiedy przestałem pić? Bida z nędzą! Zupełnie jak na pierwszym wynajmowanym mieszkaniu zaraz po ślubie. Do tej pory mam w domu lustro z ciężarówki taty które służyło w łazience za... lustro! Goliłem się do niego a żona malowała. Jednak byliśmy wtedy najszczęśliwszym małżeństwem na ziemi! 

Kiedy przestałem pić poszedłem pracować na budowę. Oczywiście byłem zielony w tym temacie, zarabiałem nie dużo ale bez możliwości urlopu czy wzięcia chorobowego pracowałem mimo przeziębienia. W błocie po kolana brudny i zziębnięty. Nie tak miało to wyglądać?! Szczerze? Nie przeszkadzało mi to. 

Oczywiście kiedy po zrobieniu opłat i napełnieniu michy na nic nie zostawało to nie miałem ochoty pracować! I to bardzo, ale jako jedyny żywiciel rodziny pracowałem dalej. W grudniu 2009 roku (w maju tamtego roku przestałem pić) rozchorowałem się. Leżałem jak żywy trup w domu pod kocem. Odwiedziła mnie mama z siostrą. Jak się kilka dni później okazało miałem świńską czy ptasią grypę. 

Siostra zarażona od mnie wyleczyła się w domu podobnie jak ja. Mama w szpitalu a żona z córką wylądowały na zakaźnym w Gdańsku. 
Żyć kurwa nie umierać co? 
Pamiętam wtedy że wigilia była w czwartek a żona z córką wróciły w niedzielę do domu. Byłem kilka godzin przed nimi po pierwszym maratonie na terapii. Jak dziś pamiętam, rozpalałem w piecu bo w domu było zimno jak w psiej budzie! Paliłem szluga przy ogniu i byłem najszczęśliwszym mężem i ojcem na świecie. Dlaczego? Bo trzeźwy czekałem na moje dwie księżniczki! 

Bywam nerwowy i niecierpliwy do dziś, to jedna z wielu moich wad ale kocham je obje i do tego jestem nadal trzeźwy. Kiedy nie próbuje stać na palcach to dużo nie potrzebuje do szczęścia :-) 

Zima była długa i mroźna a co to oznacza w pracy na budowie? Nic, dosłownie nic. Cztery miechy w domu bez grosza przy dupie były ciężkie! Przez rok oddawałem długi. Jednak nie był to powód do napicia się! Wiedziałem że jedno piwo oznaczałoby jeszcze większe długi i problemy! 

Miałem wtedy Fiata Uno, co to była za padlina! Jak czytam mój dzienniczek uczuć z terapii to był on głównym bohaterem moich złości i frustracji! Psuło się w nim wszystko! Kiedyś podczas jazdy zgubiłem tłumik, innym razem podczas hamowania wypadły mi hamulce. W końcu go skasowałem...

Tak mijały kolejne tygodnie, miesiące, lata aż dorosłem do tego by poczytać w książce "Sylwek B. -moje życie" o finansach. Jak się okazało było tam też całe wiadro błędów.
Jednak plusem biedy było to że rzuciłem fajki :-) Papierochy przestałem palić wyłącznie dla kasy :-)

Czy było lekko? Było lekko i było paskudnie ciężko! Ale naprawdę nie widziałem powodu by się nachlać bo nawet najgorszy ale trzeźwy dzień jest lepszy od najlepszego pijanego. 

Sylwek