niedziela, 20 grudnia 2015

Wiara czyni cuda!!!

Pixabay



 "Jakiś czas temu krążył po górach człowiek, który po dość długiej wędrówce postanowił wrócić do domu. Było już dość późno, zrobiło się ciemno a góry zatonęły we mgle. Podróżnik bardzo ostrożnie z chodził, pokonując różne półki skalne. W pewnym momencie widoczność spadła do zera, on z ostatnią liną zaczął opuszczać się z kolejnego występu skalnego. Lina okazała się zbyt krótka, zawisł na jej końcu bez gruntu pod stopami których prawie już nie dostrzegał przez mgłę. Nie wiedział co ma zrobić, w górach nie było gdzie się ukryć a powrót do domu zakończył się wraz z liną. Poprosił Boga o pomoc - Boże pomóż, co mam zrobić? 
Bóg odpowiedział - odetnij linę!
Mężczyzna nie posłuchał w obawie co się z nim stanie. Rano kiedy słońce wzeszło a mgła opadła, znaleziono wędrowca martwego, pół metra nad ziemią niedaleko domu."

Tak zaczyna się moja pierwsza książka. Historię tę usłyszałem już dawno temu. Ale to właśnie ta historia idealnie oddała to co czułem rzucając picie, papierosy inne formy uzależnień ale też wychodzenia ze strefy komfortu czy pokonywanie lęków.
Słowa w tym artykule kieruje nie tylko do uzależnionych, współuzależnionych i DDA. Każdy z nas, ja i Ty, co jakiś czas stajemy na rozdrożu, szukamy odpowiedzi co zrobić.  Czy to dotyczy pracy, związku, szkoły lub jakiegoś projektu.

Nawigacja zdechła, mapy się porwały, na szczęście pamiętasz kierunek. Niby wiesz co zrobić ale potrzebujesz wierzyć. Zauważ że od WIERZ do WIESZ dużo nie brakuje ;-) 

Więc tak, bez wiary nie ma szans na pewne, żeby nie mówić wszystkie rzeczy. Tak naprawdę każdy z nas w coś wierzy. Nawet jeżeli ktoś twierdzi że nie ma Boga, to ten ktoś wierzy w to że go nie ma. Po prostu.
Jeżeli nie wierzysz w to że możesz być szczęśliwy, to tak naprawdę Ty wierzysz w to że będziesz zawsze smutny! Jeżeli nie wierzysz w to że osiągniesz swój cel, to Ty tak na prawdę wierzysz w to że osiągniesz porażkę. Spróbuj proszę odwrócić swoją niewiarę we wiarę. Nagle się okaże że nie będziesz chciał już wierzyć w to w co wierzyłeś do tej pory. A przynajmniej uświadomisz sobie że kwestia wiary zawsze Cię dotyczyła! Tak już jesteśmy stworzeni :-)

W dalszej części artykułu będę się posługiwał zwrotem "NIE WIERZYĆ", mimo że już wiesz iż nie wierzyć to i tak wierzyć ale w coś przeciwnego. Będę tego używał  żeby zbytnio nie namieszać, żeby sam tekst był po prostu czytelny.

Więc skoro już wiesz że zawsze w coś wierzyłeś to może łatwiej będzie Ci to ukierunkować.
Analogicznie do historii z naszym góralem :-) on nie uwierzył Bogu w coś co wydało mu się absurdalne. W takiej sytuacji stajemy za każdym razem kiedy jesteśmy jakoś uwarunkowani. 

Na przykład jazda rowerem, rower sam nie stoi, ma dwa koła i jak się go nie przytrzyma logiczne że się przewróci. Oczywiste jest to że jako dziecko, czy teraz też, bałeś się że skoro rower sam się obali to ze mną tym bardziej. Czymś absurdalnym wydawało Ci się by rower z Tobą na siodełku mógł się utrzymać, jechać i hamować a skręcać to już w ogóle. Podobnym absurdem było dla naszego wspinacza uciąć linę gdy Bóg mu to powiedział. 

Wracają do roweru, gdybyś jako dziecko nie uwierzył w to że Ty też możesz się nauczyć, gdybyś nie uwierzył mamie, tacie czy innemu nauczycielowi że nic Ci się nie stanie to zapewne poniósłbyś klęskę. A klęską nie jest się przewrócić, "klęską" jest nie nauczyć się jeździć rowerem przez nie wiarę. Nasz góral zmarł kawałek nad ziemią, nie odciął liny, nie zaufał Bogu. Nasz rowerzysta nie uwierzył rodzicom i nie nauczył się jeździć rowerem. 

Weźmy przykład z nauką pływania. Z pływaniem jak z rowerem jak już raz złapiesz to nie zapomnisz. Więc, idziesz na basen, chcesz się uczyć pływać, dostajesz koło, pływaczki czy makaron i pluskasz się w basenie. Nadchodzi taki dzień kiedy nauczyciel pływania mówi do Ciebie: Teraz odłóż akcesoria i płyń do mnie I co się dzieje? Zapewne wątroba wywala się na lewą stronę, to normalne i nie wstydź się tego! Przecież logiczne jest to że jesteś cięższy od wody i prawdopodobieństwo że pójdziesz na dno jak kamień jest spore... ;-) Absurdalne wydaje się odłożyć akcesoria pomagające w utrzymaniu Cię na wodzie. To jak podciąć gałąź na której siedzisz. 
Dalej, albo mu uwierzysz albo nie, jeżeli uwierzysz i zrobisz jak Ci mówił, Twoja wiara była prawdziwa, jeżeli powiesz że mu wierzysz ale nie zrobisz tego to Twoja wiara była nie wiele warta. Nie można wierzyć nie ufając. Góral zmarł koło domu bo nie uwierzył Bogu, ty nie nauczyłeś się pływać bo nie uwierzyłeś instruktorowi. Aż tak bardzo się nie różnicie :-)

Podobnie jest na przykład z sukcesem. Jeżeli od dziecka ktoś wbijał Ci do głowy że do niczego się nie nadajesz to w końcu mu w to uwierzysz. Kiedy wierzysz Ja to niczego nie osiągnę, ja się nie nadaje To absurdalne jest dla Ciebie jak ktoś Ci mówi Dasz radę!!! Logiczne wydaje Ci się nie spróbować (jak nie odciąć liny, nie wsiąść na rower czy nie popłynąć bez pomocy) Tyle że dalsze wydarzenia już znasz...


Oczywiście wierzyć nie znaczy być naiwnym, jak mówił Jezus : Po owocach ich poznacie .
Więc kiedy ja chcę w coś uwierzyć to pytam w kolejności: Boga, własnego serca, własnego umysłu, innych ludzi (także tych w opozycji do moich poglądów) Własnie w ostatnich dwóch badam owoce tego co ktoś chce mi przekazać, czy jest to wiarygodne czy kolejne biadulenie :-) Wówczas jestem pewniejszy. Kiedy już wierzę, to działam. W przeciwnym wypadku nie wierzę, logiczne prawda? 

To mnie najbardziej kręci w duchowości, prostota i matematyczna logika :-) mimo że jestem humanistą :-) 

Oczywiście nie jestem człowiekiem zawsze perfekcyjnej wiary, ostatnio zaufałem Bogu i analizując poprzednie lata zawsze wychodziłem na tym dobrze, możesz przeczytać tu Jak przestać się martwić i bać? 
Jakiś czas temu powiedziałem Bogu, ufam Tobie, wierzę że pokierujesz moje życie tak bym dokończył budowę domu. 
Czekam na pewien kontrakt, a moja wiara była taka że dzwoniłem raz w tygodniu by zbadać jak się posuwa sprawa :-) Jak dziecko które wierzy że dostanie prezent ale przeszukuje szafki by go odnaleźć :-) Ja nie wierzyłem, ja oczekiwałem z nieufnością. 
Módl się z wiarą a będzie Ci dane rozumiem tak: Proś, proś i jeszcze raz proś, działaj jeżeli możesz działać, jeżeli nie to czekaj. Przyjdzie czas że otrzymasz to czego pragniesz. 

Więc już później kiedy chciałem dzwonić i się dopytywać postanowiłem tego nie zrobić. Jest to sytuacja w której nie przyśpieszę niczego więc postanowiłem zaufać że sprawy potoczą się najlepszym torem :-) 

Ta modlitwa pomoże Ci wierzyć : 

Boże, użycz mi pogody ducha,
Abym godził się z tym, czego nie mogę zmienić,
Odwagi, abym zmieniał to, co mogę zmienić, 
I mądrości, abym odróżniał jedno od drugiego.

Bez wiary jestem jak pyłek na wietrze, warto o nią dbać, miłego SB


piątek, 18 grudnia 2015

Czy bywasz dobrym księgowym?

Pixabay

2 minuty na refleksje, więc będzie krótko, chociaż raz ;-)

Hmmmy, tak sobie pomyślałem że od dość dawna lubię swoje towarzystwo, ale narcyz co? :-)Emotikon wink Tak czy siak, lubię kiedy nic się nie dzieje, tv wyłączone, radio też, nikt nic nie mówi i nie hałasuje. Ale nuda co?! Spokojnie, lubię tak od czasu do czasu.
Tak czy siak, po co? Po co to wszystko kiedy można robić tyle rzeczy? Owszem można, ale tylko w ciszy mam kontakt ze swoimi myślami, uczuciami i emocjami?
A po co? A jak działa firma w której księgowy nie sprawdza bilansu?
Miłego księgowania kochani :-)Emotikon smile SB

wtorek, 15 grudnia 2015

Co robić jak nic mi się nie chce robić?

Pixabay



Chyba każdego dopada taki stan, nic mi się nie chce, żeby mnie się tak chciało jak mnie się nie chce...
Założę się że miałeś tak przynajmniej raz w życiu, zakładam że znacznie częściej ale ok ;-)
Ostatnio dopadł mnie taki stan, nie chce mi się pisać!... O zgrozo, pomyślą niektórzy, O tak! pomyśli reszta ;-)

Cóż, piszę i póki co nie mam zamiaru przestać. Wracając do sedna, dopadło mnie, nie chce mi się, co teraz zrobić?

1. Zadaje sobie pytanie dlaczego mi się nie chce? 

Lecę sobie w głowie jak wygląda mój dzień, duuuużo pracy i obowiązków po pracy, więc ok, jest powód że mi się nie chce. Co z tym zrobić?

2. Cóż, czasami trzeba wszystko odłożyć, odstawić i choćby nie wiem co, nic nie zrobić, czasami gdzieś wyjść i pobyć samemu. W pierwszą wolną o dawna sobotę zapakowałem się w samochód, to znaczy ja i termos kawy, mówię do żony, wyjeżdżam i wrócę jak będę, proszę dzwonić tylko w nagłych wypadkach, zupełnie jak za dawnych lat... Trochę pojeździłem, pogapiłem się to tu to tam, zjadłem fast fooda na stacji paliw. Nic nadzwyczajnego, po kilku godzinach poczułem się lepiej. Lubie swoje towarzystwo i od czasu do czasu warto a może nawet trzeba, pobyć sam ze sobą.

Innym razem, pogapiłem się w youtuba, obejrzałem film, kino akcji z moim imiennikiem, znowu nic a jednak. Akumulatory naładowane. Czasami trzeba życie przerywać nic nie robieniem. Oczywiście super żeby nie zrobić z tego pasji, ale od czasu do czasu...

Więc wypocząłem, jest dobrze :-) ale znowu to samo, nic mi się nie chce!
Budzik, 5:00, aaa, jeszcze 20 minut... 5:20, aaaa jeszcze trochę, 5:40, aaaa... 20 minut później, jak mi się nie chce wstać...
No dobra facet, myślę sobie, co jest grane, dałem sobie trochę czasu, spędziłem go tak jak lubię i co z tego? No nic. Lecę w przeszłości i dochodzi do mnie że bywałem bardziej zajęty a mimo to sukcesywnie robiłem to co sobie nałożyłem, pisałem artykuły i dwie książki "między czasie"
Głównie o to mi chodzi, bo chcę dalej pisać a tu zonk. Wema niby jest, ale trzecia książka leży gdzieś w ponad połowie, artykuły się skończyły a mi się nie chce?

Co się dzieje? Cóż, jeżeli nie jestem przepracowany, jeżeli wypocząłem, jeżeli zrobiłem coś wyłącznie dla siebie i dalej mi się nie chce to cóż... jestem leń śmierdzący!!!
Warto zadać sobie taką serię pytań.
Co mam z tym zrobić? Po prostu zabrać się za robotę. Zmusić się na początku a po czasie przyjdzie samo.

Podobnie jak z zagłodzonym żołądkiem na przykład po chorobie. Nie chce mi się jeść, nie mam apetytu ale jeżeli kilka razy zmuszę się do jedzenia to apetyt wróci. Tak też jest z lenistwem, jeżeli nie chce mi się a wiem że to nie zmęczenie to należy się zmusić do działania by wrócić na stare tory.

Ale jak to się zmusić?! Przecież należy zawsze słuchać siebie, tego co się czuje! Mówię Ci nie!!! Nie można zawsze słuchać siebie i tego co się czuje. Kiedyś zawsze tak robiłem i nic dobrego z tego nie wychodziło... Ja, jak każdy człowiek na ziemi jesteśmy chyba jedną jedyną istotą żyjącą która zostawiona sama swoim zapędom i chęciom potrafi się uszkodzić... Chyba nie trzeba wyjaśniać do czego prowadzi ludzi totalna swoboda... Nie twierdze że potrzebuję pana z batem nad mną, ale od czasu do czasu muszę się tym "batem" zachęcić do działania...

Więc jeszcze raz, z lenistwa jeszcze nic dobrego nie wyszło! Co należy zrobić? Reset i do przodu!!!
Tak, dosłownie, reset! Tera gdzie je guzik do resetowania? Cóż różnie :-) Żeby siłą wyjść z pewnej strefy komfortu trzeba wstrząsu. Żeby przestać pić trzeba nie rzadko coś stracić. A to dom, rodzinę, pracę czy zdrowie. Oczywiście jeżeli nie chce Ci się dokończyć zaległych pomysłów lub obowiązków to nie musisz otrzeć się o śmierć żeby do tego wrócić ;-) Jednak idea jest ta sama.

Dzisiaj w większości wypadków udaje mi się zresetować umysł bez większego działania. To znaczy odwracam swoją uwagę w myślach i na ogół wystarcza. Nie znaczy to że "jak mnie się nie chce" nie pojawia się w mojej głowie, znaczy to że już nie determinuje mojego zachowania. Kiedyś jednak radziłem sobie inaczej. Być może i Tobie się przyda.

Spacer był dobrym pomysłem, przy okazji zaciskał więź rodzinną lub/i poprawiał zdrowie.
Kolejnym przykładem byłby bieg, chociaż w moim wypadku to za dużo powiedziane ;-) Kondycje mam jak wór kartofli wchodzący po schodach ;-) No może nie aż tak :-) Jednak słuchawki w uszy z dynamiczną muzyką i po 4km inne spojrzenie na świat :-D

Czasami wystarczy herbata, zrobienie coś dla siebie, bardzo pomagał mi prysznic. Symbolicznie oczyszczał ciało i umysł :-) Oczywiście nie znaczy to że kąpałem się wyłącznie jak mi się nie chciało czegoś robić! Nie! ;-)

Sposoby są różne, Twój reset może być jeszcze gdzie indziej. Idea jest zawsze taka sama, kiedy czujesz że osiadłeś na mieliźnie to nie czekaj na rozwój sytuacji. Zacytuje słowa pewnego zakonnika, Papier toaletowy ciągle się rozwija i rozwija a zawsze jest do dupy. Więc nie czekaj na przypływ bo nie wiadomo czy nastąpi. Jeżeli już odpocząłeś fizycznie i duchowo a nic nie robienie też jest fajne i czasami potrzebne, to siłą się zresetuj i dokończ to co chciałeś. Logiczne jest to że nawet małymi krokami dojdziesz tam gdzie chcesz.

Odpoczynek to nie lenistwo. Lenistwo nie jest przegraną! Ale z lenistwa nic dobrego jeszcze nie wyszło.

Miłego, SB

piątek, 11 grudnia 2015

Jak przeprosić? Jak wybaczyć? Czyli 2 tygodnie które odmienią Twoje życie!

Pixabay



Prędzej czy później przychodzi taki czas w życiu człowieka który chce się rozwijać w którym ma do wykonania dwa zadania. Bez nich stanie w miejscu i już! Nie ominie ich i nie przeskoczy, jeżeli czujesz że jesteś w tym właśnie punkcie to nic tylko, złap byka za rogi! :-)

No to lecimy, dwa najbliższe tygodnie mogą odmienić Twoje życie nie do poznania. Jeden warunek, czas się za to zabrać. Na przestrzeni ostatnich 6-ciu lat wywróciłem swój światopogląd do góry nogami wiele razy. Przeprosić i wybaczyć to jedne z trudniejszych wyzwań jakie mnie spotkały, a trochę ich miałem... Czy warto? Powiem tak, jeżeli myślisz o lepszym życiu to trzeba! Poniżej, kosmetycznie zmienione ćwiczenia z Kursu Realizacji Marzeń.

JAK PRZEPROSIĆ?

Jeden z trudniejszych i jednocześnie niezwykle uwalniających tygodni. Przeprosić ludzi jest niezwykle ważne. Jeżeli kiedykolwiek, kogokolwiek świadomie lub nie, skrzywdziłeś, przyszedł teraz czas na przeprosiny. Kiedy kogoś przepraszasz, przepraszasz również siebie. Uwalniasz się od poczucia winy i nawet jeżeli Twoje przeprosiny nie zostaną przyjęte, bo uwierz mi i tak może być, poczujesz się mimo wszystko lepiej.
Koleje ćwiczenia przygotują cię do tego wyzwania.
Pierwszego dnia wyobraź sobie sytuację że za kilka tygodni ziemię spotka jakaś katastrofa. Spadnie meteor czy coś. Wyobraź sobie jak byś się czół. O czym byś myślał, czego byś żałował. Pamiętaj że to ostatnia szansa na cokolwiek. Zastanów się z kim byś chciał porozmawiać, zrób listę osób które mogłeś w jakikolwiek sposób skrzywdzić, spisz spontanicznie tych którzy teraz przyjdą Ci do głowy.

Drugiego dnia napisz na kartce kogo i za co przepraszasz z dopiskiem Ja (Twoje imię) przepraszam Cię (imię tej osoby) za ...
Nie neguj, nie zastanawiaj się czy słusznie lub nie słusznie działałeś.
Nie handluj przeprosinami, "ja go nie przeproszę bo on mnie takie coś zrobił Emotikon tongue"
Ujrzyj siebie w prawdzie. 
Prawdą jest że Ty chcesz się rozliczyć, oczywiście może być również prawdą że Cię ta osoba skrzywdziła, uwierz mi że w przyszłym tygodniu przyjdzie czas na to.
Słuchaj intuicji, idź za głosem serca i pisz. Pisz na kartce spontanicznie. Wszystko co Ci przyjdzie do głowy, bo najwyraźniej jest to dla Ciebie ważne.
Pisz wszystko co Ci przychodzi.
Wiem jakie to są strome schody, ale nie da się ich ominąć. To co czujesz to się nazywa wyjście ze strefy komfortu. Ten to zadanie oddziela teoretyków którzy mówią że chcą coś zmienić od tych którzy zmieniają. To jest różnica między astronomem a astronautą.

Trzeciego dnia skontaktuj się z tym na głos, zorganizuj sobie miejsce i czas by być chwilę samemu, możesz mówić do czegoś, drzewa, maskotki, krzesła czy kierownicy samochodu. Mówienie na głos oswoi Cię z tym (tak się trenuje przed wystąpieniem publicznym) . W ten sposób przeproś jedną osobę, tę najważniejszą.
Kartki z Twoimi przeprosinami możesz zniszczyć i wyrzucić jeżeli będziesz czuć się bezpieczniej, ale pamiętaj o tym co tam było by do tych przeprosin wrócić.
Następnie trzeba by pójść dalej. Do końca tygodnia przeproś dwie, trzy osoby w kolejności od najważniejszej według Ciebie. Resztę, postaraj się przeprosić w ciągu jednego roku, ale z doświadczenia wiem że im szybciej tym lepiej.
Tu również słuchaj intuicji. Jeżeli dana osoba już nie żyje, wybierz się na miejsce pochówku, lub w inne miejsce które według ciebie jest odpowiednie.
Idź, zapal świeczkę, połóż kwiat i przeroś ją tam. Jeżeli kogoś zraniłeś i ta osoba o tym nie wie, zastanów się czy jest to odpowiedni moment. Jeżeli na przykład zdradziłeś/aś męża czy żonę a teraz wam się układa, to może odpuść sobie ten temat teraz. Jeżeli będziecie gotowi, nie będziecie uwarunkowani w żaden sposób, będziecie kochać się naprawdę bez interesownie, możecie do tego wrócić. Ale jeżeli czujesz że nie jesteście gotowi, daruj sobie. Ucz się na błędach, nie mniej poczucia winy, przeproś siebie a partnera/partnerkę, przeproś za coś innego.
Mniej na uwadze że czasami przeprosiny mogą być świetnym interesem. Możesz na przykład dopompować swoje ego. Ja jestem uczciwy bo przeprosiłem, tak w porządku ale jakim kosztem? Nie rań ponownie, przepraszając.
Może być tak że kiedy przepraszasz, ktoś postanowi to wykorzystać. Ktoś może czuć przewagę nad skruszałym Tobą i najzwyczajniej w świecie może chcieć zrobić z Ciebie użytek.
Przepraszaj tylko za krzywdy jakich dokonałeś a nie za to że się urodziłeś! Nie musisz oddawać majątku, to oczywiste! Nie oczekuj wielkich oklasków, fakt że przepraszasz, ludzi i siebie jest wystarczająco wielki, a świadomość że uwalniasz się w ten sposób od poczucia winy jest najwyższą nagrodą!
Nie reżyseruj spotkań i przeprosin, działaj szczerze z potrzeby serca, poć się, jąkaj i bój, niczego nie wstrzymuj ani łez, ani śmiechu. Powiedz o tym co teraz czujesz. Sam miałem sobie wymyślone jak będą wyglądały moje przeprosiny, ale kiedy do nich doszło to cały plan się wysypał. Emocje były tak silne że nie wyszło "ładnie" ale za to prawdziwie.
Działaj tak abyś miał pewność że zrobiłeś wszystko co mogłeś zrobić. Szczere przeprosiny to wszystko co możesz zrobić.
Przeprosiny wprost są najlepsze ale możesz też napisać list, nie sms lub email a list. W liście jest łatwiej też dlatego że nie ma konfrontacji. Więc lepsze takie przeprosiny niż żadne.


JAK WYBACZYĆ?

Tak czasami sobie myślę że wybaczyć jest trudniej niż przeprosić. W przeprosinach jest interes więc mogą one przyjść łatwiej. Ale wybaczyć to tak jak anulować dług. Kiedy anulujesz komuś dług, tracisz nad nim władzę, tracisz poczucie wyższości! Jest to jednak niezwykle ważny element w rozwoju duchowym i osobistym, element który trzeba przejść by pójść dalej. Nie ma drogi na skróty lub w okół.
Pierwszego dnia ponownie uświadom sobie że nie znasz ani dnia ani godziny, w której Twoja obecna opowieść na Ziemi dobiegnie końca. Pomyśl o tym co i komu byś chciał powiedzieć czy co ważniejsze w tym tygodniu, odpuścić im.
W pierwszej kolejności wybacz sobie! Nie możesz komuś wybaczyć jeżeli nie wybaczysz sobie! Sądzę że sporo już wybaczyłeś sobie w poprzednim tygodniu. Kiedy szczerze przeprosiłeś, oddałeś sobie wolność. Więc w dalszej kolejności, przypomnij sobie poprzednią kartkę a teraz napisz podobnie z tym że dopisuj
Ja (twoje imię) wybaczam sobie (co)...
Posłuchaj, zachowałeś się tak jak zachowałeś, zakładam że nie masz maszyny czasu by zrobić coś inaczej, by się cofnąć i to naprawić. Gdybyś miał coś zrobić inaczej zrobiłbyś to! Dzisiaj o tym wiesz bo się rozwinąłeś. Poczucie winy można wykorzystać jako dowód na rozwój. Teraz nie jest Ci ono potrzebne. Wybacz sobie swoje "nie doskonałości". Masz wszystko co musisz mieć.
To że ktoś (ludzie) lub coś (reklamy) mówią Ci że jesteś niekompletny to nie fakt, to tylko ich opinia! Ludzie w tym Ty i Ja, nie jesteście z natury źli! Jak zrobiłeś coś nie tak to nie wiedziałeś o tym. Ludzi którzy z pełną świadomością krzywdzą jest nie wielu. Nie znaczy to że masz sobie pobłażać! Znaczy to że masz sobie wybaczyć!
Na logikę, jeżeli masz w sobie poczucie krzywdy za coś co się wydarzyło jakiś czas temu. Chciałbyś o tym zapomnieć i ale nie uwalniasz siebie i kogoś przez lata. To tak jak by przeżywać tą sytuację na nowo przez resztę życia.
Poczucie krzywdy to tkwienie w tym samym łajnie mimo że w okół rosną kwiaty! To piekło na własne życzenie! Bywają sytuację trudne, bardzo trudne, ale pamiętaj że tylko poprzez przeproszenie i wybaczenie możesz się od nich uwolnić.
Nie ważne czy ktoś Cię przeprosił, odpuść sobie! Miałaś trudne dzieciństwo? Zapewne twoi rodzice lub opiekunowie nie mieli lżej, przelewali swój smutek na Ciebie! Jeżeli twoi rodzice byli bici jako małe dzieci, to bardzo możliwe że i na tobie dokonali takiej przemocy. Uważali że to normalne metody wychowania!
Pamiętaj że nie jesteśmy źli z natury, mamy tendencje do błądzenia ale nie jesteśmy źli z natury!. Ciemność to przed wszystkim brak światła. Wybacz sobie i innym. Poczujesz ogromną ulgę! Tak naprawdę poczucie winy i poczucie krzywdy, to te same ale skrajnie położona uczucia.
Pamiętaj że poczucia winy nie da się zakopać gdzieś głęboko, ono i tak wyjdzie! Wybaczyć sobie i komuś to po pierwsze uczyć się na błędach, więc ich nie popełniać, po drugie wybaczyć nie znaczy zapomnieć!!! Tak nie ma i dobrze!!! Wybaczyć to nie potarzać w myślach i na głos. Powodzenia

Drugiego i trzeciego dnia nie będzie za wiele czytania, będzie natomiast praca Emotikon smileWiem że możesz chcieć machnąć na to ręką, że to nie istotne itd. Powiem Ci jednak w prost, bez działania nie ma nic. Jeżeli chcesz nauczyć się pływać bez zamoczenia tyłka w wodzie to trzymam za Ciebie kciuki Emotikon winkJeżeli nie boisz się wejść do wody to zapraszam dalej :
Drugiego i trzeciego dnia napisz następujące ćwiczenie:
Ja (twoje imię) wybaczam sobie (co).
Ja (twoje imię) oddaje sobie wolność właśnie teraz, nie jutro czy za jakiś czas, wybaczam i żyję od nowa od teraz!
Ja (twoje imię) nie chcę już przeżywać tego (czego)... cały czas na nowo.
Ja (twoje imię) życzę sobie wszystkiego dobrego (wpisz co)
Jeżeli jesteś chrześcijaninem możesz udać się do spowiednika. Co?!?! Tak, właśnie piszę Emotikon smile Po tym ćwiczeniu, możesz poszukać odpowiedniego dla siebie spowiednika i wyspowiadać się z całego życia. Jest to moje doświadczenie które wiele mi dało. Pomiń ludzki czynnik, pomiń umysłową logikę że rozmawiasz z człowiekiem, pomiń fakt że być może Twój spowiednik ma lepsze auto od Twojego. Nie twierdzę że masz być ślepy na pewne rzeczy, jednak zostaw ocenę na teraz i idź. Pamiętaj że nasze słabości nie są naszym przekleństwem. Nie znaczy to że można olać rozwój, ale oznacza to koniec z jakimikolwiek wyrzutami sumienia !!! Poszukaj spowiednika odpowiedniego dla siebie, łagodnego i mądrego. Oczywiście nie musisz ale mi to dało dużo :-)

Czwartego i piątego dnia napisz to ćwiczenie.
Ja (twoje imię) wybaczam Tobie (imię), (co)
Ja (twoje imię) oddaję Tobie (imię) wolność właśnie teraz
Ja (twoje imię) życzę Tobie (imię) wszystkiego dobrego (wpisz co)
Wiem że to nie łatwe, ale też wiem że konieczne na tej drodze. Warunek aby zadziałało to szczerość. Nie mogą to być puste słowa z umysłu.
Aby to zadziałało, musisz być szczery! Reszta analogicznie jak w przeprosinach.
Możesz wyrzucić te kartki.

No i już prawie koniec Twojej wyczerpującej wycieczki, jeżeli podjąłeś ją na poważnie, jestem przekonany że Twoje życie wygląda inaczej niż przed dwoma tygodniami...
Szóstego i siódmego dnia wybacz wprost jednej, dwóm osobom które tego potrzebują, (reszta w najbliższym czasie), na cmentarzu, w pracy lub w domu.
Może być tak że ktoś nawet nie wie że Cię zranił, może być tak że ktoś się poczuje gorszy od Ciebie i Cię zaatakuje. Mniej to wszystko na uwadze, dobrze jest podczas rozmowy przeprosić "za" i wybaczyć "za". Wtedy będziecie kwita i ten ktoś Cię prawdopodobnie nie za atakuje.
Być może już do wybaczenia doszło podczas Twoich przeprosin. Te dwa elementy zawsze się ze sobą mieszają. W tym tygodniu szczerze wybacz!

SB
E
Emotikon win.

wtorek, 1 grudnia 2015

Zaangażuj się!


Pixabay


W sumie odkąd pamiętam mam słabość do gadżetów elektronicznych. Wiem że większość z nich to półki na kurz to jednak, jako tako jestem w temacie ;-)
Słuchałem wywiadu w którym był między innymi Wojciech Mann a sama rozmowa dotyczyła płyt winylowych. Faktem jest że od 2010 roku przeżywają one renesans i to nie mały, sprzedaż gramofonów wzrosła, wielu nowych wykonawców również wydaje swoje nowe albumy na czarnej płycie. Wielu mówi że ma ona swój czar i inny lepszy dźwięk. Jednak mnie najbardziej ruszyła wypowiedź pana Wojciecha który stwierdził jednoznacznie że taka płyta bardziej angażuje słuchacza.

Hmmm, no i fakt myślę sobie:
Trzeba wstać, wyjąć kartonowe pudełko z półki, wysunąć płytę i położyć na gramofonie. Włączyć go i nastawić ramie opuszczając igłę na małą czarną ;-) Prawdziwa celebracja która wymusza na słuchaczu odrobinę wysiłku. Jedno jest pewne, dzięki temu "trudowi" samo słuchanie muzyki wchodzi na inny wymiar.

A dziś? Radio internetowe, lub mp3, wszystko szybko i wygodnie, ale czy nadal tak fajnie?
Nie, absolutnie nie! Przeleci maksymalnie kilka utworów i już myśli są gdzie indziej :-|

 I nie mówię tego bo jestem sentymentalny. Mam smartfon z którego nie zrezygnuję, bynajmniej na razie. Ułatwia mi on życie (czasem utrudnia ale ogólnie jest ok) Lubię elektronikę, ale mam pełną świadomość że to co przychodzi z trudem szanuje się bardziej. Inaczej wydaje się pieniądze które skądś "spadły". Wiesz, łatwo przyszło, łatwo poszło, inaczej wydaje się ciężko zrobioną zawsze małą ;-) pensje.

Jestem z pokolenia w którym słuchało się listy Hop-Bęc w radiu. Pieszo szło się do sklepu kilka kilometrów by kupić kasetę, chromową 60-siątkę ;-) By potem z niecierpliwością czekać do momentu kiedy zacznie się lista. Wduszenie guzika REC było przeżyciem :-)

Miałem kilka aut, niedawno nabyło mi się młode auto z niezłym wyposażeniem a mimo to ze ciepłem w serduchu wspominam malucha, Fiata 126p po dachowaniu (miałem dwa razy). Przy zamykaniu drzwi szyba wpadała do środka a zimą trzeba było mieć otwarte okna bo wszystko parowało ;-)

Kobieta największe zainteresowanie w mężczyźnie budzi wtedy kiedy na którejś już randce powie NIE!!! ;-) Wtedy to dopiero mężczyzna się angażuje, podkreślam, mężczyzna a nie kwit na węgiel.

Nawet woda latem nagrzewa się wolniej niż piach ale też znacznie wolniej stygnie, kto kąpał się w nocy w jeziorze lub morzu wie o czym mówię.

Do czego zmierzam? Otóż dwie sprawy, to co wymaga czasu i potu na czole jest bardziej interesujące, tak już jest i chyba nikt nie zaprzeczy. Druga kwestia to fakt że życie, prawdziwe życie zaczyna się tam, gdzie kończy się strefa komfortu. Dowód? Ależ proszę bardzo:

Łatwiej wysłać sms czy email niż napisać prawdziwy list, chyba nawet nie muszę wymieniać dlaczego i jak bardzo jest łatwiej.
Alllleeee lepiej dostać sms lub email czy list, list z wyznaniem miłości...
Jeszcze jak sms to pół biedy, ale wysłać wyznanie emaliem które trafi z setką spamu pomiędzy to jak oświadczyć się w miejskiej wc... Chyba też nikt nie zaprzeczy...

Wiiiięęęęc, idą święta, wysil się, podnieś swoje cztery litery i kup kartkę, napisz trzy słowa i wyślij ją. Nie mówię do wszystkich 15 000 znajomych z facebooka, ale przynajmniej do najbliższych, chociaż do jednej najbliższej Ci osoby. Zaangażuj się przy najbliższych świętach, zaangażuj się w życie bo dla takich chwil warto żyć!!! Za dużo wirtualnych ludzi w wirtualnym świecie :-) Jak co to wyślij do mnie kartkę ;-)

Miłego, Sylwek

czwartek, 26 listopada 2015

Jak przestać się martwić i bać?

Pixabay


Wstęp 1
Dla uzależnionych i bezpośrednio bądź pośrednio związanych z uzależnieniem. 
Artykuł będzie poświęcony pytaniu jak przestać się martwić, jak przestać się bać i jako rozwinięcie istotnego elementu, jak przestać pić. Jak zmienić swoje życie oraz skąd wziąć odwagę i energię do tego. Podstawowym powodem picia alkoholika jest to że nie potrafi on sobie radzić z problemami życia codziennego. Jeżeli one "odejdą" jest znacznie większa szansa na wyjście z nałogu.


Wstęp 2 Analizując moje życie po piciu okazuje się że największe sprawy nie są moją czy wyłącznie moją zasługą. Największe sprawy, najlepsze co mnie spotkało przez te ponad 6 lat trzeźwienia łączy jedna cecha. Jest to oddanie Bogu. Już widzę minę co nie których, ale jak to Bogu, a co z motywacją i silną wolą. Oczywiście są one istotne ale nie wystarczające. Największe cele, pragnienia i plany, dostałem kiedy w pełni zaakceptowałem wole. Co to znaczy? To znaczy że mając jakiś cel, zaakceptowałem nie tylko jego osiągnięcie po przez fantazje "dojścia do mety" ale również otworzyłem się na "porażkę". Nie jako na coś strasznego ale po prostu na to że być może mój cel nie jest właściwy, że być może uszkodzę się wchodząc na taką a nie inną drogę. 

Wielokrotnie już bywało że po jakiejś "porażce" z perspektywy czasu mówiłem, jak ja się ciesze że tego nie zrobiłem, jak to dobrze że się to wtedy nie udało, znajome? ;-)

Tak, wiem jak to może dla niektórych brzmieć. Dobrze jest sobie przykleić łatkę zwycięzcy, ego lubi taką postawę. Ego lubi być przeświadczone że wszystko zrobiło samo. Oczywiście nie znaczy to że mam o sobie myśleć źle, to również twór ego. Jednak z całą pewnością mówię że z Bogiem jest o wiele łatwiej. Bez głębszej refleksji i pokory o której pisałem tu Pokora a pycha to ja sam najlepsze co wymyśliłem to pół litra wódy...

Wiem że w tu i teraz jest największy spokój, napisano setki książek (trochę przeczytałem), opracowano dziesiątki warsztatów (na jakiś byłem) jak osiągnąć spokój, jak żyć teraźniejszością, jak nie martwić się tym na co nie mam wpływu a więc przeszłością i tym co jest i tak nie wiadome a więc przyszłością. Przez ponad 6 lat, rozwój osobisty i duchowy stał się moją pasją (na szczęście nie obsesją, chyba ;-) Próbowałem różnych technik i zdecydowanie najskuteczniejsza okazała się ta o której tu przeczytasz. 

Podstawowa różnica między etatem a własnym biznesem jest taka że własny interes pilnuje się 24h na dobę. Nie podważalnym plusem etatu jest to że przychodzisz do pracy, robisz co Ci każą a o resztę się nie martwisz. Mówisz: szefie, ja robię, a troszcz się Ty :-) Czemu by nie przełożyć tego na życie? Już w najbliższy piątek artykuł "Jak przestać się martwić i bać"
Poniższy tekst wprowadzony w życie, może je zmienić nie do poznania, powtarzany i wdrażany, przeobrazi je ogromnie.

Jeszcze niżej moje świadectwo w odniesieniu do tego. Zachęcam do próby na własnej skórze. Kto już próbował ten wie :-) 
Akt oddania się Panu Jezusowi według Don Dolindo
Don Dolindo Ruotolo, neapolitański kapłan, który zmarł w opinii świętości, spisał niżej przedstawioną, a otrzymaną od Pana Jezusa naukę o oddaniu się Panu Bogu.
Jezus: Dlaczego pozwalacie się niepokoić i wprowadzać w błąd? Oddajcie Mi swoje zmartwienia, a wszystko ucichnie. Zaprawdę powiadam wam, każde pełne ufności, prawdziwe i całkowite oddanie się Mi, przyniesie taki efekt, jakiego sobie życzycie i rozwiąże waszą trudną sytuację.
Oddać się Mi nie oznacza: bać się, niepokoić i wątpić, i w takim stanie kierować do Mnie swoją niespokojną modlitwę, aby wam pomógł. Oddać się Mi oznacza: spokojnie zamknąć oczy duszy i pozwolić, abym mógł was przenieść na drugi brzeg – jak dziecko, śpiące w ramionach matki.
Tym, co was wyprowadza z równowagi i co wam szkodzi jest nieustanne rozmyślanie nad waszymi problemami i zamęczanie się przekonaniem o konieczności rozwiązania wszystkiego samemu, i za wszelką cenę. Jak wiele czynię, gdy dusza w swoich duchowych i materialnych potrzebach zwraca się do Mnie, patrzy na Mnie i pełna ufności mówi: „Troszcz się Ty”, i zamyka oczy, i spoczywa w moich ramionach! Macie mało łask, gdy się (sami) trudzicie, aby je otrzymać; macie ich wiele, gdy wasza modlitwa jest pełna ufności do Mnie.
W cierpieniu modlicie się, abym wam je zabrał, ale w taki sposób, jak wy sobie tego życzycie. Zwracacie się do Mnie, ale jednocześnie chcecie, abym dopasował się do waszych życzeń. Jesteście jak chorzy, którzy proszą lekarza o pomoc, a jednocześnie sami sobie ją przepisują.
Nie róbcie tak, ale módlcie się jak nauczyłem was w modlitwie „Ojcze nasz”. „święć się imię Twoje” tzn.: bądź błogosławiony w naszych potrzebach i kłopotach; „Przyjdź królestwo Twoje” tzn.: przyczyń się do zbudowania Twojego Królestwa w naszych sercach i w świecie; „Bądź Wola Twoja jako w niebie tak i na ziemi” tzn.: decyduj Ty w naszych potrzebach, tak jak jest najlepiej dla naszego wiecznego i doczesnego życia. Jeśli mi naprawdę powiecie: „Bądź wola Twoja” albo „Troszcz się Ty”, wtedy wkraczam z całą Moją mocą i rozwiązuję najtrudniejsze sytuacje.
Jeśli jednak widzisz, że sytuacja wciąż się pogarsza, zamiast się polepszać, nie niepokój się. Zamknij oczy i mów do Mnie z ufnością: „Bądź wola Twoja, troszcz się Ty”. Powiadam tobie, że się zatroszczę i zadziałam jak lekarz, i uczynię cud, jeśli taka zajdzie konieczność. A gdy zobaczysz, że stan chorego się pogarsza, nie niepokój się, ale zamknij oczy i mów: „Troszcz się Ty”. Powiadam Tobie, będę się troszczyć.
Zamartwianie się i niepokój oraz rozmyślanie nad następstwami jakiejś trudnej sytuacji nie są zgodne z oddaniem się Mi. Przypomina to zachowanie dziecka, które oczekuje od matki troski o jego sprawy, a jednocześnie wszystko chce robić samemu, i tak przeszkadza tylko swojej matce.
Zamknijcie więc oczy i pozwólcie Mi działać. Zamknijcie oczy i nie kierujcie swoich myśli w przyszłość, na kształt jakiejś pokusy. Spocznijcie we Mnie, uwierzcie w Moją dobroć, a przyrzekam wam, na Moją miłość, że gdy w swoich trudnych sytuacjach zwrócicie się do Mnie: „Troszcz się Ty”, to zatroszczę się w pełni, pocieszę, uwolnię i poprowadzę.
A gdy będę zmuszony prowadzić was inną drogą, aniżeli ta, jaką uważacie za słuszną, wtedy was o tym pouczę i poniosę na moich ramionach, gdyż w takiej sytuacji nie ma lepszego lekarstwa aniżeli wkroczenie Mojej Miłości. Jednak zatroszczę się tylko wtedy, gdy zamkniecie oczy tzn., gdy rzeczywiście i w pełni Mi zaufacie.
Moje dzieci, chcecie same wszystko ocenić, poznać, o wszystkim decydować i tak zawierzacie się ludzkim możliwościom, albo jeszcze gorzej – ludziom, gdy wierzycie w ich pomoc, a to z kolei uniemożliwia moje działanie. O, jak bardzo pragnę waszego całkowitego oddania się Mi, aby Was obdarować; i jak bardzo zasmuca Mnie, gdy widzę was zmartwionych i niespokojnych. To szatan stara się wprowadzić was w taki stan, aby was oddzielić ode Mnie i od mojego działania, abyście zawierzyli się jedynie i całkowicie ludzkiej inicjatywie. Dlatego zaufajcie jedynie Mi, spocznijcie we Mnie, oddajcie Mi się we wszystkim, a uczynię cuda, w takim stopniu, w jakim Mi się oddacie i w jakim przestaniecie ufać sobie.
Ofiaruję wam skarby łask, gdy staniecie się ubodzy. Jeśli macie swoje własne źródła pomocy, również te najmniejsze, albo takich szukacie, znajdujecie się na naturalnej płaszczyźnie i idziecie naturalnym biegiem rzeczy, w który często wkracza szatan. Nikt, kto wszystko przedyskutuje, omówi, rozpatrzy albo wyważy i zaplanuje nie uczyni cudu, nawet święty. Ten, kto odda się Bogu działa z Bogiem!
Gdy jednak będziesz widział, że nadal wszystko coraz to bardziej się komplikuje, to także i wtedy mów z zamkniętymi oczami duszy: „Troszcz się Ty”. I odwróć swoją uwagę w inną stronę, ponieważ twój nie spokój utrudnia ci widzieć zło i jednocześnie Mi ufać. Czyń tak we wszystkich swoich potrzebach. Czyńcie tak wszyscy, a zobaczycie wielkie cuda. Zatroszczę się o to, przyrzekam to wam.
W takiej postawie oddania się módlcie się zawsze, a będziecie mieć wielki pokój i spokój, także wtedy, gdy ofiaruję wam łaskę ofiary, zadośćuczynienia i miłości, która włoży (na was) cierpienie. Powiesz, że to niemożliwe? A zatem zamknij oczy i mów całą swoją duszą: „Jezu, troszcz się Ty”. I nie obawiaj się, Ja się zatroszczę, i będziesz wielbić Moje Imię.
Wszystkie twoje modlitwy nie mają takiej wagi jak ten jeden jedyny akt pełnego ufności oddania się Mi; przemyśl to.
Nie ma bardziej skutecznej Nowenny, aniżeli ta: „O Jezu, oddaję się Tobie, troszcz się Ty”.

Piękny tekst, na którego temat mogę się wypowiedzieć :-) ale najpierw zacznę od krótkiej opowieści którą kiedyś usłyszałem a doskonale obrazuje to co w moim życiu bywało już wielokrotnie:

"Jakiś czas temu krążył po górach człowiek, który po dość długiej wędrówce postanowił wrócić do domu. Było już dość późno, zrobiło się ciemno a góry zatonęły we mgle. Człowiek schodził bardzo ostrożnie , pokonując różne półki skalne. W pewnym momencie widoczność spadła do zera, on z ostatnią liną zaczął opuszczać się z kolejnego występu skalnego. Lina okazała się zbyt krótka i zawisł na jej końcu bez gruntu pod stopami, których prawie już nie dostrzegał we mgle. Nie wiedział co ma zrobić, w górach nie było gdzie się ukryć, a powrót do domu zakończył się wraz z liną. Poprosił Boga o pomoc - Boże pomóż, co mam zrobić?
Bóg odpowiedział - odetnij linę!
Mężczyzna nie posłuchał, w obawie przed tym, co się z nim stanie. Rano, kiedy słońce wzeszło a mgła opadła, znaleziono wędrowca martwego, pół metra nad ziemią niedaleko domu."

To kolejny fragment, tym razem mój, napisałem go jakieś dobre dwa lata temu, wspomnienie z ostatniego dnia pica:
"Dzień czwarty, jutro mam zakończyć. W kieszeni ostatnie pieniądze, idę po alkohol trzy kilometry pieszo, droga powrotna wydawała się wiele dłuższa. Myśl za myślą, strach i chęć poddania się, ucieczka i otwartość, prawdziwy wir skrajności.

Nadszedł wieczór, jeszcze stoję, nie mogę znieść wewnętrznego chaosu. Znajduję w szafie butlę wina, wypijam je z gwinta. Koniec dotychczasowego snu nastąpił z końcem nalewki. Osiągnąłem dno, osiągnąłem je wraz z dnem tej ostatniej butli. Koniec, idę spać. Boże, ucinam linę, oddaję się Tobie, proszę zaopiekuj się mną."

I tak od 4 maja 2009 roku nie piję i mam się dobrze :-) Około pół roku wcześniej zacząłem się modlić, prosić Boga o pomoc. Byłem wykończony moim życiem i wiedziałem że albo coś się zmieni albo stanie się coś paskudnego... Oczywiście nie wpadłem wtedy na pomysł że mam przestać pić. Prosiłem Boga o to żeby się w pracy polepszyło, żeby kontakt z żoną był lepszy itd. Miałem próby odstawienia alkoholu które kończyły się jeszcze większym dnem. Dopiero kiedy sobie dokopałem na tyle by zawierzyć się Bogu, On zadziałał! Dzisiaj to ponad 6 lat trzeźwego życia. Dla człowiek który ostatnie 2-3 lata pił dzień w dzień to cud! Każda moja myśl, reakcja, działanie koncentrowały się w okół butli! A tu proszę :-)

Papierosy, kiedy jakieś 4 lata temu rzucałem "po swojemu" myślałem że obedrę się ze skóry... Kiedy poprosiłem Boga, pomóż mi, działaj, błagam cię, to i tak się stało.
Odpalałem ostatniego papierosa, stałem na dworze przy aucie. Spojrzałem w niebo, uśmiechnąłem się i powiedziałem ostatni, potem działaj. Zapalniczka przy odpalaniu rozpadłą mi się w garści... Jak ja się wtedy poczułem :-) nie pale do dziś :-)

Jeszcze jakieś trzy lata temu bałem się jeździć samochodem, panicznie i do tego stopnia że żałowałem iż w ogóle mam prawo jazdy.
Kiedy w końcu poprosiłem Boga o pomoc w tej materii, to dosłownie trzy dni później zmieniono mi w pracy stanowisko na którym przez 90% czasu jeździłem samochodem... Tu przemiana trwała dłużej, ze względu na mój opór, prawdziwą wewnętrzną bitwę trwającą ponad rok. W końcu pewnego dnia wracając z Gdańska poczułem głos, "KONIEC, OD TERAZ NIE BOISZ SIĘ JEŹDZIĆ" Jestem wdzięczny za to :-) bo jak się okazało lubię jeździć.

Takich sytuacji było wiele, od 2012 roku chcieliśmy z żoną wybudować mały domek. Coś żeśmy podłubali i niewiele z tego poszło dalej. Od tamtej pory do dzisiaj minęły trzy lata. Próbowałem chyba wszystkich możliwych sposobów by to zrobić. Nie było ani jednego dnia bym nie myślał o budowie. Co jakiś czas porzucałem ten koncept, tak strasznie mnie dołował że bałem się powrotu do picia. W końcu w tym roku powiedziałem : "Panie, jeżeli jest nam dane się wybudować to działaj, jeżeli masz dla nas inny plan to proszę pokaż, godzę się na wszystko! Tylko proszę pokaż mi co mam robić. Cóż, różne sytuacje, tzw. przypadki doprowadziły nas do tego że w zeszłym tygodniu zrobiliśmy fundamenty pod nasz mały domek :-)

Powiem tak, nie uważam że Bóg zrobi za mnie to co ja mogę zrobić sam. Nie pójdzie za mnie do pracy, nie wsiądzie za mnie do auta, nie pójdzie do szefa o podwyżkę itd. Jednak z całą świadomością twierdzę że jeżeli otworzę się na Boga, pozwolę mu działać według jego woli to następują cuda. Odkąd nie piję nie zawsze ufałem i wierzyłem, do dziś mi się to zdarza (na szczęście rzadziej, tak rzadko że są to już krótkie wrzutki w umyśle) jednak kiedy wykażę się pokorą i przekaże stery statku najwybitniejszemu KAPITANOWI (bo ja to jestem najwyżej majtkiem pokładowym ;-) To on wyprowadza okręt na wspaniałe morza. Często w innym kierunku niż bym chciał lub się spodziewał. Jednak jeszcze nigdy nie wprowadził okrętu "Moje życie" na skały czy mieliznę. Życzę sobie i każdemu, by zaufał Bogu i odciął wspomnianą na początku linę i nie czekał z tym tak długo jak ja, bo nie każdy i nie zawsze trzeba się okopać by wrócić do Ojca i po prostu być prawdziwie szczęśliwym.

Sylwek B.

czwartek, 12 listopada 2015

Pokora a pycha

Pixabay



Pokora a pycha, pojęcia leżące po przeciwnych stronach muru, dualizm w czystej postaci. Czy można te pojęcia ze sobą pomylić? Oczywiście że tak, to co czasami jest uważane za objaw pokory nie jest nią a to co uchodzi za pychę jest owocem pokory.

Ale żeby zbytnio nie na mieszać, postaram się je opisać w kilku słowach.

Więc tak, czym jest pokora? Niestety pokora jest bardzo często źle rozumiana, uważa się ją za uległość. Na myśl przychodzą mi słowa Jezusa o nadstawieniu drugiego policzka. Chyba każdy zna ten fragment ewangelii. Według mnie nie należy traktować tego dosłownie i bezpośrednio. Sądzę (w sumie nie tylko ja :-) że Jezus miał na myśli to aby być gotowym na poświęcenie, aby być gotowym na ból w imię dobra.

Aby znosić przeciwności losu i ludzi w imię miłości, prawdy i sprawiedliwości. To prawdziwie rycerska postawa, nie można jej nazwać uległą.
Pokora to umiejętność widzenia siebie w prawdzie, to umiejętność przyjmowania krytyki i odpowiedzialności za swoje czyny. To nie ustający partner w nauce. Przecież zadając sobie pytanie Co ja robię nie tak? Opuszczam tarczę i jestem gotów do lekcji!

To wielka sprawa, jak myślisz ilu ludzi bez większego problemu przyjmuje krytykę? Statystycznie tylu samo co osiąga swe marzenia, więc niewielu! Pokora to nieustająca nauka, ludzie pokorni całe życie się uczą, ludzie pyszni uważają że wszystko już wiedzą. Cóż, ich "mądrość" można poznać po efektach.

Pokora to odwaga, to bardzo wysokie poczucie własnej wartości. Tak dokładnie, jeżeli będziesz w stanie uśmiać się z własnych błędów i będzie to prawdzie ale nie kretyńskie to jesteś człowiekiem obdarzonym pokorą. Ludzie którzy mają o sobie dobre zdanie to ludzie pokorni. Wiedzą oni że błędy i pomyłki są wpisane w życie, że stanięcie twarzą w twarz z popełnionymi błędami to nie jest katastrofa naturalna, każdego dnia chcą być odrobinę lepsi od poprzedniego dnia, a jak przez miesiąc tak się nie stanie to się za to nie katują. Nie znaczy to że sobie folgują, po prostu wiedzą że są tylko ludźmi.

Właśnie dlatego ludzie pokorni podejmują nowe wyzwania mimo że się boją, wiedzą że mogą się pomylić ale dowiedzą się dopiero jak sprawdzą.

Ludzie pyszni są tchórzliwi, tak bardzo boją się opinii innych ludzi w wypadku porażki że nawet nie próbują zwyciężyć. W najlepszym wypadku popisują się nie odwagą a brawurą. Jaka jest różnica między brawurą a odwagą? Brawura jest wtedy kiedy 10 kretynów chce biegać po autostradzie, odwaga jest wtedy kiedy jeden mądry sprzeciwi się 9 baranom ;-)

Ostatecznie więc wysokie poczucie własnej wartości jest owocem pokory. Człowiek o wysokim poczuciu własnej wartości wie że w pewnych sprawach świetnie sobie radzi. Wie też że w innych jest słaby, jednocześnie się nie katuje za tę słabość a stara się mimo wszystko uczyć.


Pycha z kolei jest owocem ludzi a niskim poczuciu własnej wartości, kiedyś budowali sobie pomniki, dzisiaj budują wielkie domy. Takie zachowanie przypomina zachowanie małego chłopca stającego na krześle, krzyczącego Tatusiu, zobacz jaki jestem wielki!
 Oczywiście nie każdy z wielkim domem i samochodem to człowiek z małym przyrodzeniem ;-) Bogactwo materialne może iść w parze z bogactwem duchowym, jednak trzeba spełnić kilka warunków.

Jednym z nich jest: NIE BUDOWANIE WŁASNEGO "JA" NA TYM CO NA ZEWNĄTRZ

Człowiek o wysokim poczuciu własnej wartości nie potrzebuje sobie a zwłaszcza innym udowadniać jaki jest wartościowy. Człowiek pyszny stara się robić wszystko pod publikę, w kółko i bez przerwy.
Wiem to z własnego doświadczenia i powiem Ci że to strasznie ciężkie brzemię, to syzyfowa praca bez końca...

Człowiek o małym poczuciu własnej wartości nie znosi krytyki, każdą uwagę traktuje jako osobisty atak przez co odcina się całkowicie na rozwój. Gdzieś głęboko w środku wie jaki jest słaby i malutki, broni tej tajemnicy z całych sił, właśnie dlatego reaguje agresją na każdą uwagę.

Kolejna różnica to życie w prawdzie. Człowiek pokorny a więc dobrze o sobie myślący to człowiek żyjący w prawdzie, wie on że może się czasami mylić więc nie boi się tego. Nie musi nikomu i sobie niczego udowadniać. Prawdomówność przychodzi mu naturalnie.

Człowiek pyszny to człowiek który żyje w swoim malutkim "pozłacanym" świecie. Tak bardzo stara się być najlepszy, niestety bez otwarcia na krytykę a więc naukę to niemożliwe. Wówczas kłamstwo przychodzi mu na język naturalnie i swobodnie. Nie mogąc być doskonałym z definicji postępowania, łże na każdym kroku byle pokazać się z innej strony.

Niestety a właściwie stety, kłamstwo prędzej czy później wyjdzie na jaw. A jak nie to będzie zżerać nosiciela jak pasożyt. W "Jak zrobiłem z piekła raj" pisałem o tym że tajemnica jest jak kamień w bucie, nikt nie musi jej widzieć ale mnie będzie uwierać...

Więc jak żyć? 

Przede wszystkim nie należy robić sobie wyrzutów sumienia za popełnione błędy. Każdą pomyłkę należy traktować jako lekcje. Bądź mężnym wojownikiem, wojownik nie poddaje się po pierwszym ciosie, on dzięki nim poznaje swoje słabości i pnie się do przodu. Błędem ludzi jest sądzić że pomylić się to coś złego. Prawdziwy błąd to mylić się bo tak wygodniej... Wojownicy tak nie postępują! Tak żyją tchórze i lenie.

Kolejna sprawa to fakt że każdy ma czasami ochotę na odrobinę pychy. Udawanie mędrca, fałszywa pokora to coś obrzydliwego. Dajmy sobie prawo do krytyki, ale dajmy sobie też prawo do pochwał. Nagradzajmy się za postępy bo inaczej przejdzie ochota na cokolwiek. Jednak nie budujmy tożsamości na tym co na zewnątrz.

Nie jesteś swoim portfelem, domem czy tytułem naukowym. Niestety dość często niesiemy "bezinteresowną" pomoc innym a tak na prawdę chcemy tylko wykreować swoja opinię. Jesteśmy uzależnieni od tego co inni powiedzą a to straszne sidła.

Dobra materialne i statusy społeczne, te rzeczy mogą mówić o Tobie że byłeś gotowy na naukę, dzięki pokorze to osiągnąłeś. Ale też może być tak że wszystko dostałeś. Po za tym wszystko co na zewnątrz można szybko stracić. Są to rzeczy kruche jeszcze bardziej  niż nasze życie, tu na ziemi.

Tak naprawdę wszyscy szukamy jednego, wszyscy pragniemy miłości, chcemy kochać i być kochani. Niestety czasami wkrada się do naszego życia wirus, wtedy zaczynają się kłopoty. Uświadom sobie że wszystko czego od zawsze potrzebowałeś to miłość. Żyj nią każdego dnia a będziesz nieśmiertelny.

SB

sobota, 31 października 2015

Myjnia samochodowa


Pixabay



Czasami kiedy jakiś znajomy pyta mnie czy mógłbym go podwieźć, nie mówi tego wprost a pyta: Sylwek, jesteś samochodem? 
Wtedy lubię z szyderą w gębie odpowiedzieć: Nie, jestem człowiekiem, od urodzenia ;-P

Ale coś w tym jest, jesteśmy samochodami, w sumie do tej pory nie wiem czemu  mówimy samochód, a nie samojazd? ;-)

Nie chcę się rozpisywać na temat szukania analogii między człowiekiem a samochodem bo takie oczywiście można znaleźć, jest to tekst z cyklu 2 minuty na refleksje i tak niech zostanie.

Więc byłem na myjni samochodowej, do ręcznej myjki ciśnieniowej kolejka, do odkurzacza brak kolejki.
Chwilę stania, podjechałem umyłem auto i podjechałem do odkurzacza.
Bez kolejek zacząłem odkurzać wnętrze pojazdu. W sumie na 10 samochodów, jeden do dwóch były również odkurzone...

Chwila refleksji i nasunęła mi się analogia. Ilu z nas podobnie jak samochody, sprząta tylko to co widać, ilu z nas dba wyłącznie o kreowanie wizerunku zewnętrznego tracąc czas w kolejkach, pieniądze i nerwy. Na różne sposoby staramy się "dbać" o to co zewnętrzne. Dbamy o ciało na miliony sposobów, od siłowni i kosmetyczki po subtelne akcesoria garderoby. Dbamy o statusy społeczne, tytuły naukowe i nie tylko, dbamy o dobrą opinię wśród znajomych zakładając różne ale zawsze CIĘŻKIE maski.

A co z wnętrzem? Przecież z nami jest jak z samochodami. To co na zewnątrz widoczne jest dla każdego, to co wewnątrz w nas i tak będziemy widzieli, nawet jeżeli zamkniemy popielniczkę i schowamy śmieci pod fotel to i tak prędzej czy później one dadzą o sobie znać, prędzej czy później zaczną śmierdzieć i gnić, mimo że nie widoczne.

Przecież każdy kogo wpuścimy do środka auta, zostawi w nim jakiś ślad, mogą to być zapachy perfum lub smród i bałagan. Z zewnątrz nikt tego nie będzie widział a my wewnątrz zawsze.

Czasami zachowujemy się tak jak byśmy chcieli by Ci co na zewnątrz przeżyli nasze życie. Tymczasem tak się nie da, jeżeli posprzątam środek to i karoserie umyję, jeżeli zrobię na odwrót, nie posprzątam środka to smród wyjdzie prędzej czy później.

Życzę każdemu i sobie również, dbaj o wnętrze, nie tylko o to co widzą inni. Siedząc w smrodzie nie będziesz miał radości z tego co na zewnątrz, będziesz chciał jak najszybciej wyjść, a kiedy to nastąpi, zrozumiesz że wystarczyło posprzątać...

Miłego, SB

czwartek, 29 października 2015

Czy ja też mogę przestać pić, czy ja też mogę realizować cele?

Pixabay




Ale jak można nie pić?! No jaaaaak?!?!?!

Jest jeden podstawowy problem budzący grozę u czynnego alkoholika. Problemów, przyczyn i skutków jest oczywiście więcej, jednak jeden podstawowy waży o tym czy ktoś przestaje pić, czy nie.

Jest to absolutny, brak (lub nie brak) wiary w to że możesz nie pić!

Tak to wszystko, dziękuje, cześć.

Czujesz się teraz jak podczas przerwanego stosunku co? ;-) No to nie przerywamy, lecimy dalej :-)

Więc zapewne nie możesz sobie wyobrazić jak można nie pić. Sam zawsze to pytanie zadawałem, jak można nie pić!!! Było to dla mnie nie do pojęcia!!! Samo spożywanie alkoholu tak bardzo weszło mi w nawyk że nie miałem pojęcia jak można żyć bez niego.

Każdy pije inaczej, jednak każdy ma te same mechanizmy. Zapewne myślałeś nie raz, jak można spotkać się ze znajomymi bez alko, jak można zrobić latem grilla bez piwa, weekend majowy bez browara?!?! Brzmi jak koszmar co? Jak można zebrać się na świętach z rodziną, lub o zgrozo... spędzić Sylwestra bez alkoholu, nawet lampki szampana... NIEEEEE, to musi być straszny sen!!! 

Ja się nawet nie bałem tych myśli, ja je tak bardzo ignorowałem że one się nawet specjalnie nie pojawiały, do czasu... Każdego ten czas spotka, nie ma co udawać, ja się cieszę że mnie spotkał za życia :-)

Wracając do tematu, samo spożywanie alkoholu tak bardzo wrosło w Twoją tożsamość że myślisz sobie że kiedy przestaniesz pić to Ciebie nie będzie, to znikniesz. Nie, nie znikniesz, jak wyciągniesz głowę z szamba, tak to dobre choć bardzo delikatne porównanie, jak wyciągniesz głowę z tej brei to dopiero się pojawisz :-) Nie czuj się oceniony, sam pływałem z dumą we własnym szambie, tyle że się dziwiłem że nie każdy chciał do niego wejść, ciekawe czemu... ;-)

Słuchaj, nie stracisz swojej tożsamości, często powtarzane rzeczy formują naszą tożsamość, to fakt, ale uwierz mi że ty dopiero ją poznasz. Dopiero zrozumiesz kim jesteś, bo alkohol to dla Ciebie ucieczka przed samym sobą.

Można wstać, zjeść śniadanie, można iść do pracy jak człowiek, można jechać samochodem i nie dostawać przed zawału na widok glin. Można spędzić wolny czas bez butli, można iść na imprezę bez alkoholu i nie podpierać ścian (to akurat było dla mnie wyzwanie nie małe ;-)
Można żyć bez alkoholu.

Ok, może bym mógł nie pić, ale przecież wszyscy piją.

Błąd!!! Nie wszyscy piją,  wydaje Ci się że wszyscy piją ale tak nie jest. Już to wyjaśniam, załóżmy że mamy zapalonego wędkarza, jego wolny czas kręci się w okół wędkowania (jak tylko to facet jest zboczony ;-), jak myślisz ilu będzie znał wędkarzy a ilu muzyków rockowych? Których więcej?

Lub mamy na przykład faceta od znaczków, filatelistę który w wolnej chwili liże... przyznam że zawsze mi imponowali ;-) W każdej wolnej chwili mizia znaczki :-) Ilu będzie znał filatelistów a ilu będzie znał kierowców terenówek off roadowych?

Widzisz analogię? To co mamy w sobie jest na zewnątrz. Dlatego wydaje Ci się że każdy pije, nie każdy nie pije. Przeleć po kolei wszystkich członków rodziny i znajomych, tylko nie dosłownie ty mała świnko ;-)
Przeanalizuj ich, nagle się okaże że każdy nie chla!!!

Są na świecie miliony ludzi którzy nie piją wcale, albo dlatego że pili bez kontroli, albo z własnych przekonań, są na świecie miliony ludzi którzy piją w sposób kontrolowany i umiarkowany, tak są, potocznie nazywałem ich: dupkami, cielakami, mięczakami. Mówił to facet który nie mógł bez butli niczego załatwić i zrobić. Czy ja byłem mężczyzną czy meduzą bez kręgosłupa? ...

Więc zakładam że być może dopuszczasz do głowy fakt że możesz nie pić i nie zniknąć, jesteś w stanie uwierzyć że cały świat nie jest na zakrapianej imprezie. Przyszedł czas na kolejny element wiary.

No dobra, ale mnie się na pewno nie uda bo... 

No dawaj, dawaj, da się obalić wszystko, nie ma powodów by chlać a są setki by nie pić! Nie zaskoczysz mnie,  nie zaczynaj od zewnątrz. Ani praca, ani ludzie, ani sytuacja której się uczepiłeś jak rzep psiego ogona nie jest powodem do picia. Najpierw przestań pić a potem zmieniaj swoje życie. Bo możesz mi wierzyć, nic co na zewnątrz nie zmieni tego że przestaniesz pić, nic!!!

Wyprowadzę się by mieć dalej do sklepu. To będziesz więcej chodził!
Zmienię pracę. Jak się z nią odrobinę oswoisz to i tak wrócisz do picia!
Wyrzucę kartę bankomatową i nie będę nosił przy sobie gotówki. To narobisz se długów!
Zaszyje się. Może nie będziesz pił, ale będziesz żył z granatem w dupie!

To nie proroctwa, to życie :-)

Więc, załóżmy że już wiesz to wszystko, ale nie wierzysz że ty też możesz nie pić :
Ja nie mam tyle siły, ja nie dam rady!!! :-( 

Liczysz że co ja teraz zrobię? Nic :-) Bo niby co ja mam zrobić :-) Przecież jak Ci powiem że jesteś wartościowym i silnym człowiekiem to mimo że to prawda ty i tak mi nie uwierzysz...
Więc poszukamy w Tobie siły i determinacji.

Zobacz jaki jesteś silny i zdeterminowany jeżeli czegoś naprawdę chcesz:

Możesz wstać wcześniej niż zwykle przed pracą by wychlać,
biec do sklepu w deszczu lub mrozie, w suszy lub błocie by zdążyć przed zamknięciem, jak facet na zdjęciu do tego artykułu ;-).

Z pod ziemi wytrzasnąć pieniądze by kupić, jak nie z pod ziemi to z miliona nowych pomysłów. Zrobić zapasy by przypadkiem nie zabrakło,

Planować jak najlepszy strateg usprawiedliwienia w pracy i w domu.
Znosić ból fizyczny (kac) i ból duchowy (kac moralny) jak żołnierz jednostki specjalnej,

Znosić te wszystkie obelgi i ględzenia jak Chuck Norris,
do Ciebie można strzelać z broni na zwierzynę afrykańską a Ty mówisz że nie dasz rady?

Jesteś wstanie całe życie ustawić tak by dotrzeć do celu, by spełnić marzenia (niestety te butelkowe)
Jesteś w stanie pożyczyć kasę z banku lub od znajomych, jesteś w stanie coś ukraść.

Jesteś w stanie uciec z każdego miejsca byle by dotrzeć do celu.
Jesteś jak ciężka lokomotywa, jak myśliwiec US Army w drodze po butle!!!

James Bond to przy Tobie Jaś Fasola!!! Zapamiętaj to !!!



Więc proszę, nie mów mi że ty nie dasz rady pić, że jesteś za miękka faja.
Jeżeli z taką samą determinacją, zaangażowaniem i poświęceniem będziesz chciał nie pić jak pijesz to musi się udać.
Jeżeli na 120% chcesz wypić to wiemy że nic Cię nie zatrzyma. Jeżeli na 120% będziesz chciał trzeźwego życia to również się uda. Już wiesz że możesz nie pić, pytanie czy chcesz...? To jak chcesz?

Teraz krótkie zdanie do tych co już nie piją. Jeżeli masz jakieś marzenia, i nie są to przejażdżki na jednorożcu nad tęczą miodnej krainy to co stoi na przeszkodzie do ich realizacji? W 99% przypadków nie spełnionych celi Ty jesteś przeszkodą, tak Ty, Ty mały niedowiarku ;-)

Nie chodzi o to by całe życie spędzić na gonitwie, to byłby wyścig szczurów. Ale jeżeli chcesz lepszej pracy, innego samochodu, rozwoju osobistego i duchowego. Jeżeli pragniesz rozwijać swoją pasję, może ją odkryłeś i na przykład chcesz wydać książkę lub nagrać płytę. Może przydało by się prawo jazdy? To co stoi na przeszkodzie?

Zobacz ile już zniosłeś, przypomnij sobie ile jesteś w stanie z siebie dać! A teraz dołóż do tego fakt że dokonałeś cudu! Tak dokładnie, CUDU!!! Rzecz niemożliwa jaką było dla Ciebie kiedyś nie pić, rzecz tak abstrakcyjna że nawet nie wiedziałeś co o niej myśleć, dzisiaj jest dla Ciebie codziennością. Więc jak możesz mówić że nie dasz rady!!!

SB

czwartek, 22 października 2015

Film z przesłaniem - 28 dni, Bill W., Wszyscy jesteśmy Chrystusami,




Tak sobie myślę że chyba nie było jak do tej pory żadnych filmów związanych bezpośrednio z uzależnieniem. Cóż, WSTYD!!! ;-) Już się poprawiam i dzisiaj daje trzy propozycje, za jakiś czas kolejne :-)

28 dni (2000)Lubiąca imprezy Gwen (Sandra Bullock) trafia na odwyk po tym, jak prawie zrujnowała wesele siostry. Poznaje tam ludzi i terapeutów. Przed wszystkim poznaje siebie i trzeźwe życie. Ogólnie, wart obejrzenia, stosunkowo luźny ale nie lukierkowy. Polecam.

Nazywam się Bill W. (1989) - Bill Wilson rujnuje sobie życie z powodu pijaństwa. Wykorzystuje swe doświadczenia, aby stworzyć organizację Anonimowych Alkoholików i pomóc innym wyzwolić się z nałogu. Oczywiście zanim tak się dzieje, poznajemy historię upadku Billa. Jego mozolne próby wyjścia z nałogu oraz "przypadkowe" spotkanie z dr.Bobem gdzie równie "przypadkowo" odkrywają fenomen rozmowy dwóch alkoholików próbujących wyjść z nałogu.

Wszyscy jesteśmy Chrystusami (2006) - Głównym motywem filmu są bolesne wspomnienia Sylwka (ale nie mnie, innego Sylwka ;-) - Syna o piciu jego Ojca - Adama. Na przemian do tego - zaczyna się w Adamie odwijać taśma własnych wspomnień, tworzących - wraz z opowiadaniem Syna - listę największych strat i ran, zadanych przez picie - sobie i bliskim. Ze wspomnień Adama wynika jeszcze coś: czarna sztafeta pokoleń. Ojciec Adama też pił i Adam poprzysiągł sobie, że nie przysporzy nigdy takiego strachu i wstydu swojemu synowi. A jednak... Zresztą Ojciec Adama też to sobie w dzieciństwie przysięgał... Więc, czy można przerwać tą czarną sztafetę? [opis dystrybutora] Od siebie dodam że film jest wypełniony symboliką zrozumiałą głównie jeżeli nie tylko dla ludzi uzależnionych lub związanych z uzależnionymi. Polecam, ale w dobre dni bo samo kino lekkie nie jest... 

Miłego seansu :-) SB (Aquarius)

sobota, 17 października 2015

Opowieść...




Niedziela, mój jedyny wolny dzień w upchanym po brzegi tygodniu. Jest godzina 6:00, rano. Moje dwie księżniczki jeszcze śpią Emotikon smile
Wstałem, fakt, później niż zwykle, w końcu jest niedziela prawda Emotikon wink Najpierw kawa, potem kiedy gały nie reagują na światło jak u wampira odpalam kompa.
Folder "Moje książki", klikam tytuł roboczy trzeciej. Czytam, wypociny z ostatniego razu, poprawiam co trzeba, popijam kawę.
Tak se myślę, ooo będzie kolejny bestseller Emotikon wink
Ale tak naprawdę nie o to chodzi. Chodzi o to kochani, że życie to podróż, że każde życie to niesamowita przygoda a każdy z nas to chodzący materiał na świetną książkę!
Czy to znaczy że wszyscy mamy pisać? Absolutnie nie! Ale jedno jest pewne, jeżeli już trochę przeszłaś w życiu, jeżeli wiesz jak nie wpaść w jakąś pułapkę, i wszystko jedno czy to nałóg, sekta, zawód, czy nawet kibel przy drodze (chyba nie muszę tłumaczyć co to Emotikon wink ) to podziel się tym! Załóż bloga, pisz na FB, powiedz o tym przyjaciołom i nie znajomym.
Nie masz być ekshibicjonistą, ale podziel się swoją opowieścią, może ona zrodzić ziarno nadziei a to może zmienić cudze życie!
Naprawdę, kombinujemy na miliony sposobów, jak polepszyć świat, wydajemy miliardy złotych, dolarów czy euro na różne kampanie promujące coś tam, coś tam.
I co?! Nic, wychodzi jak zawsze... Co więc można jeszcze zrobić?
Zostaw Facebookowe mądrości w stylu:
Trzy zasady życiowe, bądź szczęśliwy, bądź HAPPY, nie bądź zły.
Co to jest?! Przecież tego nikt nie kupi!
Nie bądź. Być to czasami za dużo, można się szybko poddać. Staraj się, staraj się to znaczy wiec że upadki się zdarzają, ale staraj się być już nawet nie codziennie, ale chociaż co tydzień odrobinkę lepszym człowiekiem, chociaż tak troszeczkę.
Pomyśl co robiłeś tydzień temu. Ile czasu dałeś rodzinie, ile czasu zostawiłeś na własny odpoczynek. Jak z cierpliwością, odwagą, pokorą. Jak z innymi cnotami? Teraz wyobraź sobie że jutro odchodzisz, umierasz. Kierując się sercem co byś zmienił w tym tygodniu, co poprawił?
Już wiesz? To przez kolejny tydzień postaraj się tak żyć.
Ale co ważniejsze, podziel się tą podróżą, podziel się ją bo gdzieś na świecie jest ktoś kto jeszcze nie wie, a bardzo pragnie wiedzieć. A my, mój drogi podróżniku, jesteśmy tę opowieść winni każdemu kto na nią czeka...
Wracam do książki, miłej niedzieli Emotikon smile
SB